O ile "Still Life" - poprzedni album zespołu, mógł kogoś zniechęcić, o tyle ich piąte dzieło "Blackwater Park" nie pozostawia miejsca na wątpliwości co do geniuszu kompozytorskiego i muzycznego zespołu.
"Blackwater Park" to taki album, na którym jest wszystko, co najlepsze zespół może zaoferować. W stosunku do "Still life", utwory nabrały większej płynności, motywy pięknie wypływają jeden z drugiego, jest odrobina ogresji znanej z "My Arms Your Hearse", jest ten nastrój znany z pierwszych płyt... Umiejętności instrmentalne muzyków są jeszcze bardziej wyeksponowane, wokalizy są niesamowite, akustyczne momenty piękne - również brzmienie, w którym maczał palce sam Steven Wilson z Porcupine Tree, przez co niekiedy słychać ducha lat 70tych, odrobinę Crimsonowych klimatów. Każdy z instrumentów jest doskonale słyszalny, a mimo to odczuwa się odrobinę brudu w brzmieniu, dzięki czemu zespół brzmi wciąż naturalnie.Same zaś kompozycje wydają mi się najbardziej dopracowane spośród tych, które zespół już skomponował. Każdy utwór jest porywający, jest odrobina czasu, pod każdym utworem leży inny pomysł, więc nie ma mowy o autoplagiacie.
Osobiście uważam, że jest to najlepszy album zespołu, perfekcyjny w każdym calu, niedościgniony dla innych zespołów, zawierający wszystko to, co do tej pory było atutem zespołu, a zarazem wnoszący powiew świeżości do gatunku i ustalający nowe standardy grania death metalu.
Wydawca: Music For Nations (2001)