„Fear, Emptiness, Despair” to płyta, która mogła zaskoczyć już po spojrzeniu na okładkę. Zamiast okultystycznego terroru, pełnego noży, gwoździ i masek gazowych, mamy rozmazany kształt wrzeszczącej twarzy, znajdującej się na wewnętrznej stronie dłoni. Zupełnie nietypowo jak na Napalm Death, ale to jeszcze nic. U góry widnieje całkowicie odmienione, wynormalnione logo, które na dodatek, na moim kasetowym wydaniu Earache, jest różowe. Czy kryje się za tym jakaś istotna zmiana stylu muzycznego? Oczywiście, że tak. Dwa lata po „Utopia Banished” zespół po raz drugi całkowicie odmienił swoje oblicze i wszedł w trzeci etap swojej bogatej twórczości.
Od pierwszych dźwięków słychać, że wszystko jest tu inne. Niewątpliwie muzyka nie jest już tak ciężka i brutalna. Zamiast tego dostajemy po uszach stylem, który roboczo nazwałbym death/grindcorem progresywnym. Muzyka stała się wręcz psychodeliczna i taka eksperymentalna. Riffy są szarpiące i wiercące, ale jednocześnie całkiem melodyjne. Mimo to twierdzenie, że Napalm Death stracił coś ze swojej siły rażenia jest całkowicie nie na miejscu. Ta płyta ma ogromną moc i bezlitośnie atakuje narządy słuchu. Lawiny dźwięków przewalają się w wykręconych, gitarowych łamańcach, solidnie doprawionych perkusyjną łupaniną. Na to też chciałbym zwrócić uwagę, że na tym albumie jest świetna perkusja, co zresztą stało jednym ze znaków rozpoznawczych Napalm Death.
W muzykę idealnie wtopiony jest wspaniały wokal. Pozbawiony wszelkich elementów growlingu, bardziej stonowany, ale zachowujący taki charakterystyczny dla Barneya odrażający ton. Do tego występują też elementy mówione oraz niesamowite wrzaski. Potęguje to całkowicie chory i obłąkany wyraz tej muzyki.
Takim wręcz hiciorem jest tu czwarty „Plague Rages”, który zawsze był dla mnie najbardziej rzucający się w uszy, ale muszę zaznaczyć, że w ogóle utwory są rozpoznawalne i mają swoje cechy , po których można je normalne rozróżniać. Przyznacie, że w death i grindcorze nie jest to codzienne zjawisko.
Tak więc okazało się, że okładka doskonale pasuje do zaprezentowanego materiału i znakomicie oddaje to co można znaleźć w środku. Podobnie zresztą jak tytuł płyty. W ogóle charakter okładek zmieniał się wraz z muzyką i zawsze świetnie wyrażały one zawartość albumów. A jak można ocenić samą stronę muzyczną? Czy Napalm wyszedł zwycięsko ze swojego eksperymentu? Bez wątpienia tak. Uwielbiałem ich wcześniejsze dokonania, ale w tej płycie zakochałem się od razu, a gdy jej słucham, to odczucie towarzyszy mi do dziś.
Tracklista:
01. Twist The Knife (Slowly)
02. Hung
03. Remain Nameless
04. Plague Rages
05. More Than Meets The Eye
06. Primed Time
07. State Of Mind
08. Armageddon x7
09. Retching On The Dirt
10. Fasting On Deception
11. Throwaway
Wydawca: Earache Records (1994)
Ocena szkolna: 5