Jakiś czas temu, do opinii publicznej dotarła informacja o wejściu na rynek rewolucyjnej szczepionki przeciwko rakowi szyjki macicy. Wieść zaserwowana została za pomocą reklamy nakłaniającej kobiety do szczepień. Szybko pojawiły się jednak głosy, że reklama owa radiowa, to szyta grubymi nićmi manipulacja, ponieważ szczepionka uodparnia na dwa typu wirusów HPV, mogących być jednym z czynników, który może przyczynić się do wystąpienia raka szyjki macicy.
A ostatnio co słyszę? Na fali budowania pozytywnego wizerunku coraz więcej urzędów miast sponsoruje „szczepienia przeciwko rakowi szyjki macicy” trzynastolatkom. Niby szczytna idea ale...
Albo to nie ta sama „cudowna szczepionka” i oby tak było!
Albo ktoś „wziął w łapę” i to grubo, bo jedno szczepienie jest warte kilkaset złotych, więc znalezienie fundatora w postaci urzędu miasta, to dla firmy farmaceutycznej „złoty interes”.
Albo nazywajmy rzeczy po imieniu i niech „szczepionka przeciwko rakowi macicy” będzie uczciwie nazywana „szczepionką przeciwko wirusom, które mogą wywołać raka szyjki macicy”.
W „farmaceutycznych” przypadkach marketingowe skróty myślowe mogą niektórym „nie wyjść na zdrowie”.