Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Mokra robota

Ufff, jak gorąco!
Otwieram oczy, bo słońce złośliwie zagląda mi pod powieki i nie pozwala na powrót zasnąć. Świeci, jakby nie miało nic innego do roboty i budzi nieszczęsnego człowieka, który  tak bardzo chciałby spać dalej. Nakrywam głowę kołdrą i przewracam się na lewy bok, próbując uchwycić resztki umykającego snu, ale to na nic. Nocna wizja rozmyła się w świetle dnia, a mnie pozostaje wstać z łóżka i zająć się sobą. Przewracam się jeszcze kilka razy na pościeli, przeciągam zdrewniałe członki, po czym zwlekam się w końcu z posłania i człapię do kuchni.
W kuchni panuje cień i spokój. Wszystkie kubki, szklanki i garnki śpią jeszcze na swoich miejscach, pobłyskując srebrzystymi bądź aluminiowymi brzuchami. Lodówka cicho mruczy trawiąc przepływający przez jej obwody prąd. Zimne kafelki podłogi przyjemnie chłodzą stopy. Spoglądam na termometr, który po raz kolejny wskazuje dwadzieścia osiem stopni Celsjusza. Wiem, że dziś temperatura ma wzrosnąć do trzydziestu trzech stopni. W kamiennej, pylistej Warszawie będzie znów gorąco jak w tropikach. I kilkaset osób z pewnością umrze z pragnienia. Bo widzicie - od miesiąca nie mamy wody. Na próżno staramy się rozkręcać krany - nic z nich nie leci. Puste rury wodociągowe puchną od nadmiaru zalegającego w nich powietrze. Jedyne dostępne zasoby wody to te, które zostały zmagazynowane w zakręcanych plastikowych butelkach, cysternach i baniakach. Cała reszta wodnych zasobów cudownym sposobem zniknęła. Może wyparowała do atmosfery? Faktem jest jednak, że moje miasto cierpi z powodu pragnienia. Zresztą - przecież nie tylko Warszawa. Z Europy, Azji i Ameryki docierają wieści o katastrofie wodnej, o wysychaniu źródeł i rzek, o cofaniu się mórz. Tam ludzie borykają się z identycznym problemem.
Nie obchodzi mnie sytuacja na świecie. Jedyne o czym myślę, to jak zdobyć kolejny łyk zbawczej wody. W domu zostały mi już tylko trzy dwulitrowe butelki wody mineralnej, a to bardzo niewiele. Wypiłam już wszystkie zapasy soków i napojów gazowanych. Gdy nie pozostanie mi nic innego będę się ratować wodą z rezerwuaru w toalecie i lodem z lodówki. Nie chcę jednak dopuścić do tak tragicznej sytuacji. Muszę w końcu  znów wyjść do miasta i spróbować zdobyć trochę życiodajnego płynu. Moi sąsiedzi już od wielu dni chodzą na poszukiwania wody. Wiem, że niektórzy z nich nie wahają się napadać na mieszkania  znajomych,  rabować je ze wszelkiej dostępnej wilgoci, po czym zostawiać ich mieszkańców na pewną śmierć. Tak czyni się w stosunku do starszych ludzi, którzy nie mają wystarczająco dużo siły, żeby skutecznie się bronić.
Nasza policja wydaje się być bezradna i nie ogarnia chaosu na ulicach. Część funkcjonariuszy zrezygnowała ze stanowisk. Stróże prawa to też ludzie i bardziej zależy im na własnym życiu niż pracy. Niejednokrotnie widziano jak uzbrojeni policjanci z sukcesem terroryzowali sklepy i magazyny, w których przechowywano niegdyś duże ilości wód, soków lub napojów wyskokowych. Z jasnej strony mocy przeszli na tę ciemną i okrutną. Instynkt przeżycia okazuje się silniejszy niż morale.
Desperacja niektórych spragnionych obywateli nie ma granic. Po Warszawie  zaczęły krążyć uzbrojone w baseballowe pałki watahy ogolonych na łyso młodzieńców, wyspecjalizowanych w napadaniu na niewinne osoby i spuszczaniu z nich krwi. Media ochrzciły tych osobników romantycznym mianem "wampirów", ale dresiarskie indywidua niewiele mają wspólnego z literackimi pierwowzorami. Działają raczej jak rzeźnicy. Po osaczeniu ofiary, pozbawiają ją przytomności mocnym uderzeniem w głowę, po czym  podwieszają ją na kształt tłustego wieprzka na zaimprowizowanej pętli i podcinają gardło. Krew pojmanego człowieka strumieniem spływa do podstawionych naczyń i  jest na miejscu wypijana  przez oprawców.
Pomimo tego, że bandy "wampirów" poczynają sobie bardzo zuchwale, nikt specjalnie się nimi nie przejmuje. Mieszkańcy Warszawy zmienili się w dzikie zwierzęta, ogarnięte szaleństwem pragnienia. Każdy z nas marzy o tym, że kiedyś spadnie w końcu deszcz, a nasze rzeki i jeziora znów zapełnią się zbawczą wodą, która będzie można pić bez żadnych ograniczeń. Dokładnie tak, jak robiliśmy to kiedyś.
Dopóki jednak sytuacja pozostaje bez zmian, musimy myśleć o tym, co zrobić, by przeżyć. Myśleć wyłącznie o sobie. Dlatego - gdy zapadnie wieczór zapukam do drzwi sąsiadki. Wiem, że nadal mi ufa, bo ciągle jeszcze ze sobą rozmawiamy i wpuszcza mnie do swojego mieszkania. Spróbuję użyć na niej paralizatora i metodą wampirów spuścić z niej krew. Boję się, że może stawiać mi opór, bądź też nie uda mi się porządnie podwiesić jej pod sufitem. Jest dość wysoka a do tego obfitych kształtów. Biorąc jednak pod uwagę fakt, iż ta operacja udała mi się w stosunku do mojego własnego męża i dzieci, tym razem także  powinnam mieć szczęście. Mam nadzieję że wszystko potoczy się tak, jak to sobie zaplanowałam.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły