Drugi album Mitochondrion bez wątpienia był jednym z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych wydawnictw, zważywszy, że wydany w 2008 roku "Archaeaeon" bez wątpienia należał do wyróżniających się wydawnictw z kręgu tzw. "blackened death metalu". Szufladki szufladkami, ale na pewno po Kanadyjczykach należało się spodziewać wydawnictwa ambitnego, wymagającego, wykraczającego poza standardy gatunku. I w gruncie rzeczy powstał album dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać - po prostu chory.
W porównaniu z debiutanckim albumem "Parasignosis" przynosi jedną zasadnicza zmianę - brzmienie jest dokładnie takie jak być powinno. Przez 45 minut (nie liczę ambientowego, blisko 10-minutowego outro) słuchacz czuje jak litry rozgrzanej smoły leją mu się na barki. Płyta została okraszona naprawdę potężnym brzmieniem, sprawiającym, że kolejne utwory przetaczają się niczym walec jadący z zawrotnym tempem. Praktycznie wszystkie "regularne" utwory trwają dłużej niż 5 minut.Płytę rozpoczyna trzyczęściowa, 17-minutowa suita "Pestilentiam Intus Vocamus, Voluntatem Absolvimus", która w zasadzie może być definicją stylu Mitochondrion. Nie da się bowiem ukryć, że grupa znalazła swoją niszę, bo choć na "Parasignosis" wciąż można odnaleźć wpływy Portal i Incantation, to Kanadyjczycy potrafią stworzyć coś swojego.
To co najbardziej podoba mi się w tym wydawnictwie to sposób budowania klimatu. Muzycy Mitochondrion odrobinę uprościli swoje granie, motywy są bardziej powtarzalne, ale to właśnie dzięki nim płyta zyskała swój niepowtarzalny, hipnotyczny, nieludzko odhumanizowany klimat. Pomijając fakt, że absurdalny ciężar leje się na uszy słuchacza tonami, to umiejętne wplatanie dysonansów i ambientowych wstawek sprawia, że te pozornie monotonna intensywność nabiera kolorytu z każdą kolejną nutą. Grupa mozolnie buduje klimat wplatając w powtarzające się motywy coraz to bardziej udziwnione smaczki plądrujące doznania słuchacza.
Nieludzko niski growling, specyficznie płaskie brzminie perkusji, dziwaczne dysonanse, charakterystyczne przejścia perkusji, muliste, ale jakże ciężkie brzmienie gitar, rozbudowane kompozycje poszerzone o ambientowe wstawki są nie tylko czynnikami wyznaczającymi oryginalność grupy, ale dowodzącymi tego, że "Parasignosis" bez wątpienia jest jedną z najlepszych deathmetalowych płyt jakie kiedykolwiek powstały.
Muzycy Mitochondrion nie tylko stworzyli album prezentujący wybitnie wysoki poziom instrumentalny i kompozytorski, ale stworzyli dźwięki, które sukcesywnie paraliżują słuchacza klimatem i miażdżą swoim ciężarem - zarówno instrumentalnym jak i emocjonalnym. Może miejscami jest to materiał zbyt monotonny i niejednokrotnie trudno przyswajalny ze względu na swój ciężar, ale trudno jest zaprzeczyć faktowi, że mamy oto przed sobą jeden z najbardziej nowatorskich zespołów w tym gatunku, oferujący coś świeżego, oryginalnego i wymagającego.
I znając debiutancki "Archaeaeon" trudno jest sobie wyobrazić to, że "Parasignosis" mógłby brzmieć inaczej. Może płyta jest odrobinę prostsza i mniej chaotyczna, ale przez to zdecydowanie bardziej wyrazista, umożliwiająca muzykom umiejętne i logiczne rozwijanie kolejnych sekwencji. W moim odczuciu zostało to osiągnięte w stu procentach, a "Parasignosis" jawi się jako poważny kandydat do miana płyty roku.
Tracklista:
01. Plague Evockation (Pestilentiam Intus Vocamus, Voluntatem Absolvimus Part I)
02. Lex Ego Exitium (Pestilentiam Intus Vocamus, Voluntatem Absolvimus Part II)
03. Tetravirulence (Pestilentiam Intus Vocamus, Voluntatem Absolvimus Part III)
04. Trials
05. Rift/Apex
06. Parasignosis
07. Banishment (Undecaphosphoric)
08. Kathenotheism
09. -
10. -
11. Ambient Outro
Wydawca: Profound Lore (2011)
CrommCruaich : Jak zwykle nie zawiodłem się na Twojej recenzji. Nie zawsze się zdarza...
Harlequin : No i dzis odebrałem świeżutkiego, potężnego, cuchnacego smołą i...
Harlequin : Mietek wymiata :)) Ja płytka dotrze do mnie to postawie obok Gorguts - Obsc...