Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Blog :

Malinowy chruśniak

Za ciasno zamknęłam powieki. Chciałam zatamować szklany krwotok skapujący powoli po zamarzających policzkach. Nie czułam chłodu, to ja byłam chłodem. Przenikliwym mrozem spowijającym senne szyby. Tuliłam się do Ciebie kruchością zwiędłego kwiatu. Poruszałam bezwiednie oszronionymi wargami. Skaleczyłam swoje istnienie patrząc w gorejące słońce. Rozpieszczana promieniami zieleniałam bagnistą brunatnością. Porastałam naiwnie zieloną trawą jak wilgotny głaz. Otwierałam nie zamknięte drzwi. Pochylałam się nad lustrem bez odbicia. Zbierałam blizny, myśląc że to kwiaty, które wprawią Cię w zachwyt. Kusiłam dekadencką czernią nocy. Rozlewałam wino do kryształowych kieliszków. Roztapiałam się gdzieś na rozstaju leśnych ścieżek. Chyliłam głowę w pokutnym wstydzie. Uciekałam do szafy, by nie zatonąć w rozlewającym się błękicie Twych oczu. Teatralnym śmiechem rozkrwawiałam wargi. Pieściłam Twą sztywniejącą racjonalność. Wciągałam Twój beztlenowy zapach. Malowałam rzęsy Twymi czerniejącymi myślami. Zanurzałam w malinowych przestworzach. Tkwiłam w pokoju bez ścian. Któregoś dnia obudziłam się i zgwałcił mnie brak nieba. Pozostała przerażająca, nęcąca kremową bielą nagość. Spłonął mój malinowy chruśniak, spaliły się dzieci. I proszę, "Nie pytaj mnie, dlaczego myślę, że... że nie ma dla mnie innych miejsc".
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły