Trzy liście i jeden On.
Zachwyciłeś się wiosną…
Lekką, zgrabną i powiewną,
Delikatną i ciepłą,
A zarazem zimną i ciężką.
Zalaną łzami i obleczoną w uśmiech.
Zachwyciłeś się wiosną…
Stojąc na marmurowym asfalcie
Myślałeś że nie przyjdzie…
Bo ciężko ci było
Wyjrzeć za przedwiośniem.
Zachwyciłeś się wiosną,
Stojąc pod klonem,
Dwa zielone liście złapałeś,
Każdy z nich piękne lecz obydwa podobne…
Niczym te same.
Zachwyciłeś się liśćmi…
Drżącymi w twych dłoniach,
I uciekającymi przed nimi
Lecz przy twym niezwiązanym sznurowadle
Nie poukładanych, rozsypanych sprawach,
Maleńki listek o wyblakłej kolorze zieleni
Się trzymał…
Zachwyciłeś się latem…
Choć tak naprawdę kiedy przyszło Nie wiesz…
I liście, dwa piękne, wyrywają Ci się Uciekają.
Zachwyciłeś się Latem…
I nic Cię nie peszy,
Choć liść przyklejony od spodni,
Włożyłeś do nic nie znaczącej
Kieszeni.
Zachwyciłeś się Latem…
Pięknym i przestronnym,
Jego Wiatrem co liście inne
Nie znane
Tobie Unosi…
Zerwały się liście…
Do lotu dalekiego,
Bo inne piękniejsze, tylko z koloru
Zauważyły od tego,
Co próbował chronić w swych dłoniach,
Więc wyciągnąłeś z kieszeni,
Ten nie zawsze chętnie, na co dzień widziany
Bo został ci ona nie zawsze chciany
Podziękowałeś jesieni…
Że liścia w piękniejszych barwach
Większego
Tylko, naprawdę, tylko dla Ciebie
Uczyniła…
Pokochałeś – nadzieją – jesień…
Wielką Panią odejścia,
Przyjścia.
Natchnienia
Że pozwoliła
I uczyniła…
Pożaliłeś się – liściowi zabrałeś – jesieni…
Że strumieniami swych łez
Za tobą się pożaliła,
Że czasami ją bliższą
Tobie…
Uczyniła.
Przytuliłeś
Liścia…
Bo to ona
Ci tylko została…
W ramiona swe brała.
Choć nienawidziłeś, krzyczałeś, nie chciałeś
NIE kochałeś.
To była czekała.
Do serca twego
Liścia czerwonego wtulane.
I przyszła zima.
Tak bardzo niechciana, lecz oczekiwana
Nic nie ważne,
Dzień czy noc… z twarzą na marmurowym asfalcie
Zielony liść się kładzie, to on rosy ma najwięcej
I czeka na niemożliwe.
A dwa inne zielone piękne liście
Nie zrozumieją i przylecieć nie będą chciały…
Być może Ci lepiej było,
Z jednym z zielonych liści,
Jednym o kształtach pięknych,
I bez ich rosy, i wywołania burzy gdy odejdziesz…
A może i lepiej że dziś ze spodni,
Odfruwa liść zwykły,
Zostawiając na nich,
Wszystkie marzenia i plany…