Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Blog :

Kot w worku

pitu pitu aż do świtu :D
.
.
.

Córka toruńskiego kasztelana była śliczną młódką i nie dziwota, że zupełnie zawróciła w głowie Panu Jakubowi Trzasce, synowi bogatego kupca korzennego spod Rzeszowa. Panna była śmigła jak łasiczka, jasnowłosa, bladziutka na gębie i po dziecięcemu zaczepna, co przydawało jej dodatkowego uroku. Nieszczęśliwy kupczyk zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia po same krańce swoich zgrabnych, ozdobionych złotymi kolczykami uszu. Gdyby tylko Jakub miał cześć i przyjemność przynależeć do stanu szlacheckiego, to mógłby z pięty ruszać do panienki w konkury, ale niestety jego ród szedł z rejonów nędznych i niskich, gdzie szlacheckie herby wąchało się jeno od spodu. I choć imć pan kasztelan uboższy był znacznie od rzeszowskiego kupczyka, to córki swojej oddać hołyszowi nie mógł, choćby ten ją i ozłocił. Honor szlachecki nie pozwoliłby staremu władyce zezwolić dziecku na mezalians, tak więc los zakochanego młodziana był przesądzony: mógł patrzeć sobie na kasztelankę z daleka, mógł podczas długich, samotnych nocy wzdychać do niej miłośnie, ale marzyć o tym, że ujrzy ją kiedyś na ślubnym kobiercu - już nie bardzo.


Przyjaciele Pana Jakuba serdecznie radzili mu, by zapomniał o szlachciance i zwrócił swe myśli w kierunku bardziej dla niego dostępnych panien, które, nawiasem mówiąc, z przyjemnością wodziły za nim oczami, bo chłop z kupczyka był nad podziw przystojny, a do tego – zawsze pięknie i zgodnie z najnowszą modą odziany.


Czymże byłaby młodość, gdyby słuchała mądrych napomnień! Pan Jakub wpuszczał rady życzliwych jednym uchem, zaś drugim – wypuszczał jak gołąbki z gołębnika i z każdym dniem miłował śliczną kasztelankę bardziej. Dziewczę śniło mu się po nocach, a widziadła senne były tak żywe i rozkoszne, że ranną porą rozgorączkowany młodzik mógł przysięgać, że nawiedzał go był sukub. Obraz rozkosznej dzieweczki chodził za nim jak wierny pies, stając przed oczami to w łaźni, to w kościele, to za suto zastawionym stołem. Kasztelanka tak bardzo zmąciła głowę młodego panka, że odszedł go apetyt i radość, a nawiedzać zaczęła czarna melancholia i okrutna żałość. Nie raz i nie dwa milkł pan Jakub w środku wesołej biesiady i siedział, trawiony niewidoczną chorobą, co po kawałku zjadałam mu serce. Martwili się rodzice kupczyka, kiwali głowami przyjaciele rodziny, lecz nic to wszystko nie dawało. Chłopina sechł z tęsknoty i wydawało się nawet, że kłoni się powoli ku grobowi.


Rodzice kupczyka, znękani nieszczęściem syna, postanowili ratować jedynaka. W tajemnicy przed Jakubem udali się do kasztelana i drżąc ze strachu, padli mu do nóg by prosić o rękę panny. Wielmoża powitał ich nader łaskawie, lecz usłyszawszy prośbę zasępił się wielce, począł strasznie ruszać wąsami i od niechcenia szukać u boku nahaja. Prośba poczciwych kupców zabrzmiała w jego uszach niczym obelga, którą zmywa się krwią. Byłby może uciekł się w stosunku do zalęknionych petentów do jakichś przykrych i bolesnych czynów, gdyż w sercu niepomiernie wezbrała mu złość, lecz nie zdążył wywrzeć na nieszczęśnikach pomsty za zniewagę, bo przerwała mu w tym … kasztelanka.


Dzieweczka przysłuchiwała się rozmowie w komnacie obok i gdy sytuacja niebezpiecznie nabrzmiała, wypadła ku ojcu i dalejże płakać i zawodzić w rękaw jego żupana, aby nie karał bogu ducha winnych ludzi i oszczędził ich siwe głowy! A jeśli ojciec zachowa się niegodnie, to ona ucieknie z domu, przystąpi do wędrownych kleryków i tyle ją będzie widział!


Słysząc tak niespodziewaną orację z ust córki stary kasztelan zdębiał, poczerwieniał na gębie, zsiniał, znowu poczerwieniał, po czym roztkliwił się i wzruszył złotym serduszkiem swojego dziecięcia. Nie tylko nie pobił nieszczęsnych kupców, lecz łaskawie zaprosił ich na wieczerzę, podczas której w grzecznych słowach wyjaśnił im, dlaczego nie może oddać Jakubowi swojej kochanej dzieweczki, a także odprowadził ich wcale uprzejmie do drzwi swojego domu i nawet życzył dobrej nocy.

- - -

Minęło czasu mało wiele, a stan młodego kupca nadal się pogarszał. W końcu, zgnębiony chorobą duszy młodzieniec, nie chcąc umierać z miłości i w ten sposób na wieczne czasy rozłączać się z ukochaną, postanowił ją porwać. W tajemnicy przed rodzicami sowicie opłacił grupę zbirów, mających pomóc mu uprowadzić uroczą bogdankę. Rzezimieszki wzięły złoto i pewnej wietrznej i burzowej nocy zakradły się po cichu pod dom kasztelana, gdzie czekały, aż cały dwór uśnie. Gdy na miejskiej wieży wybiła północ jeden z opryszków wspiął się po stromym ganku wprost pod okienko kasztelanki, bez trudu je otworzył i cicho jak duch wkradł się do sypialni dziewczyny. Nie minęły ani dwa pacierze jak wyłaził już z powrotem, obładowany słodkim ciężarem, któremu do ust wepchnął uprzednio starą szmatę, zaś ręce i nóżki spętał konopnym powrozem. Dzieweczka w mig została przekazana drżącemu z niecierpliwości kupczykowi.


Pan Jakub porwał swoje marzenie w ramiona (choć marzenie to nieco się wyrywało i próbowało wypluć szmatę), podciął konia nahajką i pognał jak szalony w noc, kierując się w stronę podmiejskiej karczmy. Wiodła go nieposkromiona radość i po trosze … chuć.

 

- - -

 

Opłacony zawczasu karczmarz o nic nie pytał. Pokazał tylko młodemu pankowi drogę do przestronnej, przystrojonej kwiatami alkowy i zniknął równie szybko, jak się pojawił. Los spętanej jak kiełbaska, ślicznej panienki, która szamotała się w ramionach kupca, zupełnie go nie interesował. Złote monety, które spoczywały w okutej skrzyni skutecznie zagłuszały nieczyste sumienie oberżysty.

 

- - -

 

Pan Jakub złożył swój skarb na miękkim, wysłanym niedźwiedzim futrem łożu i przyglądał mu się wygłodniałymi oczami. Zmęczona długą jazdą dzieweczka leżała nieruchomo, wpijając się w swojego porywacza przerażonymi oczami. I choć w Panu Jakubie grały żądze, nie chciał przecież brać kasztelanki siłą, a wręcz przeciwnie – łagodnymi słowy uspokoić ją i życzliwie ku sobie usposobić, przemawiając do niej delikatnym językiem miłości. Gwałt, o ile nawet go rozważał, nie wchodził zupełnie w grę, tym bardziej, że był karany strykiem.

 

- „Śliczna panienko!” – rozpoczął swój wywód zakochany młodzik – „Racz mi wybaczyć to haniebne porwanie, do którego pchnęła mnie miłość ku wam. Wiedząc, że nigdy nie będę zdolny zobaczyć się z wami i wyznać swoich uczuć, zdecydowałem się na tak szalony krok, by choć chwilę być obok was i móc cieszyć się waszą obecnością. Nie lękajcie się mnie, albowiem nie zamierzam w żaden sposób was krzywdzić. Pozwólcie mi jeno być przy sobie do rana i usługiwać, jak najniższemu rabowi. Chociażem nie szlachcic, zaręczam swym słowem, że o poranku moi ludzie odwiozą was, bezpieczną, do rodzicielskiego domu, a ja sam umknę w dalekie kraje, chowając w sercu wasz obraz i dźwięk waszego głosu…”

 

Słuchająca przemowy dziewczyna uspokoiła się nieco, wnioskując, że ze strony porywacza rzeczywiście nic jej nie grozi. Umościła się nawet wygodniej na miękkich poduszkach i wymownie wyciągnęła ku panu Jakubowi spętane sznurem dłonie. Młody w mig zrozumiał jej prośbę i jednym ruchem noża przeciął pętające kasztelankę więzy. Dzieweczka wypluła dławiącą ją szmatę i westchnęła z nieukrywaną ulgą, po czym, patrząc na pana Jakuba z nieco mniejszą niechęcią odezwała się doń: - „Skoro jesteś, panie, gotów by mi służyć, racz nalać mi wina i opowiedz, ktoś ty.” Kupiec okręcił się jak fryga, nalewając do srebrnego pucharka przedniejszego węgrzyna, po czym podał go usłużnie spragnionej panience, zajął miejsce u stóp łoża i zaczął mówić o tym jak po raz pierwszy ujrzał ją na toruńskim rynku i jak mocno zabiło mu wtedy serce. Dziewczyna słuchała go z uwagą, wpatrując się w młodzieńca błękitnymi jak niebo oczami.

 

- - -

 

- „A więc kochasz mnie waść na zabój?” – upewniła się po skończeniu opowieści kasztelanka – „I zrobiłbyś dla mnie wszystko, co tylko jest w twej mocy?” Pan Jakub pokiwał nabożnie głową i uniósł ręce ku sercu, na znak wiernopoddaństwa.

 

- „Skoro tak, to zaraz się o wszystkim przekonamy!” – zarządziła dziewczyna. „Rozdziewaj się pan i chodź tu do mnie, na łoże!”

 

Młody człowiek nie mógł wierzyć własnym uszom, a jeszcze mniej – swoim oczom, gdy kasztelanka zaczęła zrzucać z siebie lekki, nocny kołpaczek i koszulkę z delikatnego płótna, wdzięcznie skrywającą jej kuszące kształty. Gdy pan Jakub zobaczył wycelowane w siebie, dwie dorodne półkule, skoczył jak oparzony i zerwał z siebie krepujące go szmatki, po czym rzucił się na łóżko niczym dziki, leśny zwierz. Byłby pewnie zamknął dzieweczkę w swych niedźwiedzich objęciach, gdyby nie wywinęła się szybkim ruchem i studząc jego zapał nie zawołała:

 

- „Hola, hola, kawalerze! Nie bądź w gorącej wodzie kąpany! Mówiłeś, że nie uczynisz nic wbrew mej woli i chęci. Kładź się zatem na łożu i leż spokojnie. Będziesz mnie miał, lecz na mój sposób …”

 

Rad, nie rad, musiał pan Jakub posłuchać. Ułożył się nieruchomo i czekał na rozwój wypadków. Widząc, że młodzian posłuszny jest rozkazom, kasztelanka poweselała i śmiało wzięła do raczek sznury, którymi do niedawna była skrępowana, po czym zwinnie oplątała nimi ręce i nogi pana Jakuba, przykuwając go, bezbronnego do łóżka.

 

- „Oho, panienka z tych namiętnych, chcących zapanować nad mężczyzną!” – zdążył pomyśleć kupiecki syn, nim z dziewczęcia opadła reszta szmatek i oczom zdumionego oraz, nie ma co tego kryć, przerażonego chłopca, ukazał się,  skryty dotychczas w fałdach nocnej koszulki, wielki i dumnie naprężony … męski kuś! Kasztelańska córka, lubo obdarzona kształtami pięknej Afrodyty w dolnych partiach ciała okazała się być mężczyzną!

 

Oszołomiony niespodziewanym odkryciem pan Jakub chciał zrywać się z pościeli i uciekać, byle dalej, od panny-potwora, lecz był po mistrzowsku związany i nie mógł nawet drgnąć. Pragnął tedy, choćby głosu dobyć i zawołać na pomoc karczmarza, lecz i ten zamysł udaremniła dziewczyna-odmieniec, wpychając mu do gęby szmatę, którą sama była wcześniej zakneblowana. Nieszczęsnego kupczyk był całkowicie w mocy dziwadła, które, nie zwlekając, przystąpiło do ohydnego, sodomickiego aktu … Biedny Jakub kręcił się i wiercił na wszystkie strony, pragnąc ujść strasznemu losowi, lecz nie na wiele się to zdało. Kasztelańska córeczka wychędożyła go kilka razy niczym karczemną dziewkę, raniąc dumę, przyzwoitość i zadek młodego człowieka, po czym, zaspokoiwszy swe obrzydliwe żądze, cmoknęła kupczyka w nos, odziała się w porzucone suknie i wybiegła prosto w noc, kierując się ku stajni, skąd na koniu pana Jakuba rzuciła się kłusem ku domowi swojego ojca. Zdążyła w samą porę na śniadanie, które zjadła z niesamowitym apetytem i chęcią.

 

- - -

Pan Jakub zdołał uwolnić się z pęt dopiero nad ranem. Zgnębiony i sponiewierany czym prędzej bieżał z miejsca, gdzie doznał okropnego poniżenia. Kilka dni później widziano go, jak wsiadał na statek odpływający do Indii. Jego stopa nigdy więcej nie postała w świetnym mieście Toruniu.
Komentarze
Stary_Zgred : No jakby to wytłumaczyć: taki zwykły "wot", w prążki zielono-różow...
Durante : Wot w korku
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły