Otwieram w bojowym nastroju i widzę jakieś „chłopstwo” na korytarzu. Odziane to to dziwnie, w jakieś kożuchy i czapy. Jeden duży, drugi mały. I drą mordy na melodię jakieś kolędy (chyba wersja modern bo nieidentyfikowalne to było). Oczywiście mały „na piękne oczy” potrzącha puchą na kasę.
- Hola Panowie! Kolęda już była. – przerwałam im występ, mając w pamięci niedawny nalot typa w koloratce. „WOŚP zresztą też” – pomyślałam, bo mi się owa kolorowa puszka skojarzyła. Zmieszali się. Mały spojrzał tymi swoimi ślepiami jak spodki, dużemu ewidentnie zrobiło się wstyd. Już miałam trzasnąć drzwiami, gdy duży dał głos: „zbieramy na brata”. Miałam ochotę się wyzłośliwić, ale to ich skrępowanie mi podpadło. Jak na „zawodowe sępy” to brakowało im bezczelności .
- A co bratu jest?
- Porażenie mózgowe.
Jak zwykle w tyle głowy mając dylemat „dawać, nie dawać”, spojrzałam jeszcze raz na „kolędników”. Rehabilitacja kosztuje majątek , NFZ jaki jest każdy wie – pomyślałam – a kilka złotych różnicy mi nie zrobi.
- Chwila. – rzuciłam i poszłam po kasę.
Widząc ich schodzących do wyjścia, zastanawiałam się jeszcze czy nie zahaczą o monopolowy. Przypomniała mi się jednak pewna staruszka z dworca w Lesznie, sprzed kilkunastu lat – mój „wyrzut sumienia do końca świata i jeden dzień dłużej” – i już wiedziałam, że dobrze zrobiłam.
Jałmużna – głaskanie własnego ego.
„Każda zjawa za maską skrywa się,
Z jednej strony jest smoła, z drugiej biel,
Każda dusza na poły uczciwa jest,
A na poły - nie.”