Justine ou les récompense de la vertu, Sonety.
"Wdzięki zaklęte w Sonetach"
Czy to dźwięki tak pięknie brzmią fortepianu,
A może poranek słowikom po nocy pożywieniem;
W sonetto ulotny urok zaklęty za muzy natchnieniem,
Truwer podjął sączyć pierwsze słowa chansonniers;
Rozkoszą jest napełniać serce pragnieniem,
Kunsztowną treścią, wyjątkowymi perłami;
Kształtów dotąd nieznanych a będących omdleniem,
Róży czerwonokrwistej o kolcach raniących;
Poszycie głębin gdzie ciemność tkwi wieczna,
W krainie katedr i zamków cięciwy napięte lasów,
Czynią łowy dusz upadłych, szaleństwem niesionych;
Szkarłatny zmierzch wonią słodkiego miodu uśmierza,
Zmysły patrzącego w nieskończoną rozpadliny przepaść;
Zamysłem był odpoczynek w cieniu drzewa grzesznego,
Którego każdy liść złotem i melodią niebiańską się mieni;
"Brwi są rozkoszne"
Zagadką są nierozwikłane wyroki natury,
Skoro ktoś uzyska piekieł lub niebios dary;
A inny choć szlachetny ma straszące kontury,
Piętnem żelaznym wypalone są te mary;
Gdy uroda pięknieje, jak kwiat dzikiej róży,
I polna rosa spowija gładkie płatki;
Karty ksiąg wypełnia symbolika podróży,
Sycąc zmysły niczym widok Notre Dame;
Dni się nie dłużą, kiedy pokochać sztukę;
Piękno linii, serpentyny skrywające ciszę,
Szlakiem są one, słodyczą brzmiącej harfy;
Kolor nocy największe skrywa tajemnice;
Majestatyczne zagięcie brwi Twoich rozkoszne,
Tym bardziej są mi miłe gdy weselą się lice;
"Usta szlachetne"
Namiętną delikatnością są usta,
Niezbywalną mądrością przekrwione;
Zdobione mową kraśnieją urokiem,
Pożądają płomiennie by były zwilżone;
Cóż to za paradoks na świecie;
Odczytywać symbole w kobiecie,
W tej grze filozofii grzechu i zła;
Płeć prochem jest zdanym na wiatr,
Zdarza się, że do koralu przylega milczenie,
Usta namiętnie sięgają opuszków delikatnych;
Omdlałe z rozkoszy jedwab zmysłów skradają,
Znamieniem nieskończoności są dłonie,
Przędą mandale wspomnień dla warg;
Nocy minione są drogocennym arrasem,
"Księżycowy pejzaż"
Zza chmur zarzucają sieci by pozrywać owoce,
Z gałązek mieniącego się szmaragdami drzewa;
Tak serafiny zdobią mądrym dzieciom karoce,
Gdy w czeluściach niebios miła twarz dojrzewa;
Proroczo wzdragają swe stopy przed nienawiścią,
Przez symbole w nie wpisane złocistą czcionką;
Kąpielą ich duszy są dzikie jeziora wśród borów,
Gdzie świerszcze w trawy soczyste wplatają nuty;
Miłe ognistym szlakom jarzącym się w nocy,
Nienaga jest sfera przestrzeni atłasu;
Któż z nas jest bez winy - czy poeta?,
Gwiazdy wyblakną ujrzane ukradkiem;
Wszystkiemu będą winne Twe oczy błyszczące,
Wdzięki kobiece - usta, nos, piersi i nogi urocze,
Zamienią się w tęsknotę nasze gwiazdy wspaniałe.
"Atrament zmierzchu"
Była jak Ofelia, lecz zamiast kwiatów,
Śniła trzymając w dłoni rogalik księżyca.
Szaleńczo kruche drzewo strojne smutkiem,
Majestatycznie odbijało się w tafli jeziora.
Symbolem cierpliwości są kwadry lunarne,
Przestrzeń gwiazd jedwabnie senną pościelą.
Noc płynęła swym cygańskim oceanem.
Powietrze poiło zmysły wizjami światów,
Łąk niedosięgłych, pachnących kwieciem,
Pierzyną okryły jej pierś liście spadające.
W kryształowym lustrze wymalowała odbicie.
Po drugiej stronie wzgórza, nieświadomy upadku,
Uśmiechnął się chłopiec dotknąwszy strumienia,
Przysiadł nad brzegiem, bo noc sprzyja filozofii.
On wyciągnie pióro zanurzone w gęstym atramencie,
I kreśląc symbole nieba zapisze ich imiona ponownie,
Marzycielsko uśpionych, w odwiecznych kartach nieba.