Człowiek, spokojnie w pracy robi swoje, a w międzyczasie zasuwa na rozmowy kwalifikacyjne w poszukiwaniu czegoś lepszego. Aż tu pewnego dnia szef, ni z gruszki ni z pietruszki, oznajmia, że właśnie wystawił mu referencje, bo dzwonili z firmy rekrutacyjnej. Zonk. Tłumaczyć się przełożonemu czy dziękować?
Jedno jest pewne: kapitalikami, boldem, przynajmniej szesnastką i centralnie w c.v.: „Ewentualną potrzebę referencji konsultować z zainteresowaną!”, bo jak mnie nie wezmą, to chcę mieć gdzie pracować.
Młody też miał, jakiś czas temu, ciekawy telefon. Zadzwonił do niego facet, który mając niejakie problemy, ze sformułowaniem zdania po polsku, bez używania przekleństw zamiast przecinków, próbował wytłumaczyć mojemu bratu, że za znajomość z niejaką Iloną przestrzeli mu kolana. (Oba naraz jedną kulą?! o_O) Komórka dzwoniła non stop, odbieraliśmy kolejno: mój brat, mój facet, ja i tak w kółko a facet: gadka non stop ta sama. Wszyscy mieliśmy już niezły ubaw, bo do kretyna żadne argumenty nie docierały. W końcu:
- Dzień dobry panu. Sądzę, że zaszło jakieś koszmarne nieporozumienie. Krótko mówiąc: Ilona zrobiła pana „w chuja” i proszę niech pan już nie wydzwania z groźbami dotyczącymi przestrzeliwania kolan, bo są one bezzasadne.
Chwila ciszy w słuchawce.
- Kurwa. O przestrzeliwaniu kolan to, kurwa, z innego numeru, kurwa, rozmowa była!
I jak tu nie kochać jednokomórkowców. ;)