Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Blog :

Ile można?

Dwa tygodnie. Ta sytuacja trwa już dwa tygodnie. Zatrzymany kadr. Cisza - jak na skrzyżowaniu, gdy przez moment wszystkie światła są czerwone. Dla Niej zawieszenie między życiem a śmiercią, dla nas wahanie między nadzieją a rozpaczą. Wszyscy mamy dość. Dziadek pożegnał się z Bunią tydzień temu. Nie chodzi do szpitala. Snuje się po domu i udaje, że nie słyszy co się do niego mówi. Siostra mojego ojca usiłuje nie rozdwoić się między pilnowaniem dziadka a wizytami na oddziale u babci. W moim rodzinnym domu wszyscy ucichli. Każdy reaguje inaczej. Ojciec po całych dniach śpi – przyjeżdża z pracy, jedzie do szpitala, wraca, zjada posiłek i kładzie się spać. Dzień po dniu. Muszka wynajduje sobie coraz to nowe zajęcia. Przesadza kwiaty, szyje, gada z kotem. Przeprojektowała już cały ogród, następne pewnie będzie przemeblowanie kuchni albo sypialni. Stawia nas wszystkich do pionu. Jest z nas najtwardsza. Młodemu, ze względu na jego maturę nie powiedzieliśmy o ciężkim stanie Buni. Sam się domyślił i zażądał wyjaśnień. Zawalił ostatni pisemny egzamin. Teraz, gdy tylko nie powtarza materiału do ustnych, ucieka z domu, to do dziewczyny, to do kumpli. A ja? Mnie ratuje odległość. Dwa telefony dziennie to maksymalna dawka informacji jaką znoszę. Najgorsze były moje urodziny. Mimo, że nie obchodzę, familia dzwoniła z życzeniami. Nie chciałam odbierać ze strachu, że „to już’, „stało się”, „umarła”. Teraz powoli krzepnę w żalu. „Twardnieje” mi skóra. Już nie zadaję tylu pytań, nie zastanawiam się: co ma sens. Obojętnieję. Tylko trochę mniej jem… Tylko trochę mniej śpię… Czekam, bez oczekiwań.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły