Chcąc ujrzeć rozpaloną od żywych pieszczot lożę,
Snując przy tym niezliczone sprośne kawały
Przedrzeźniały się wzajem tchnąc swój skrzypiący dech w łoże.
Zazdrośnie jęczały karły kryjąc się snadnie
Wyłupiając ślepia złośliwie wryte w kochanków,
Stroszyły uszy słuchając lubieżnie każdy dźwięk jaki padnie
Oblizując się jakoby psy wygłodniałe suki zapachów.
Kochankowie zaś niestrudzeni w swym zapale
Pocili się szalenie niczym w letnim upale.
Wijąc się między sobą jak te węże niezgrabnie
Podawali soczyste pocałunki mlaszcząc smacznie.
Boje niezrównane ze sobą toczyli tocząc się na boki
Rwąc jedno co chwila w garść białej pościeli obłoki.
A gdy zesztywnieli prężnie w kulminacyjnej porze
Padli sztywno, wieńcząc zbierane nocy zboże.
KostucH