Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Hatesphere - To the Nine

Hatesphere to zespół, który już dawno wybił się spod podziema i który każdy maniak metalu już zna, bądź też słyszał o nim. Zespół ten połączył w mistrzowski sposób agresję thrash metalu i dzikość death metalu ubierając to w metalcore'owe brzmienie. Dość powiedzieć, że to inne zespoły porównuje się dzisiaj z tymi Duńczykami. Poprzedni album zatytułowany "Serpent Smiles And Killer Eyes" zyskał wiele pozytywnych opinii tak wśród fanów grupy jak i w mediach. Tym większe było zdziwienie, że założyciel i gitarzysta Peter Lyse Hansen postanowił całkowicie wyczyścić zespół z dotychczasowego składu i zamienić na zupełnie nowy. Czy sprawdził się ten ryzykowny zabieg?
Cóż i tak i nie. Nowi muzycy znają swój fach bardzo dobrze i dlatego nie odstawiają fuszerki. W zasadzie "To The Nines" to kontynuacja tego co znamy z wcześniejszych płyt tego zespołu - bardzo brudny thrash metal w połączeniu z death metalowym uderzeniem to jest coś na czym ta grupa zna się najlepiej. Do tego dorzućmy znakomite brzmienie gitar (naprawdę ciężkie!), znakomicie buczący w tle bas i ostrą jazdę po garach i jeszcze takie znakomite utwory jak "To The Nines", "Clarity" i "In The Trenches", a wyjdzie z tego coś obok czego nie można przejść obojętnie.

Czy aby na pewno? Niestety materiał zawarty na "To The Nines" nie jest bez wad. Zupełnie nie rozumiem po co wrzucać do tych ciężkich brzmień utwory bardziej skoczne, które po prostu psują trochę klimat tej płyty, bo gdy słyszę w jednym utworze ostry jak brzytwa riff, który rozcina mi uszy na kawałki to mam nadzieję, że i następny taki będzie. Tym czasem te "lżejsze" momenty po prostu tu nie leżą, przez co trochę kłuje to w uszy. A już kompletnym zawodem był dla mnie utwór "Even If It Kills Me", który mógł być najjaśniejszym punktem tego wydawnictwa, gdyby nie to, że urywa się jakby w połowie.

Poza tym, wyrzuciłbym z tej płyty dwa kolejne utwory czyli "Commencing a Campaign" i  "The Writing To The Wall". Pierwszy ze względu na to, że kojarzy mi się z wprowadzeniem do "Final Countdown", a drugi ze względu na swoją bylejakość. Poza tym Hatesphere nigdy nie słynął ze zbyt rozbudowanych i dobrych partii solówych gitar i tak jest tym razem - solówki jak już się pojawiają to raz, że się kompletnie nie wpisują w klimat danego kawałka, a dwa, że są po prostu byle jakie i wepchnięte jakby na siłę. Gdyby Hatesphere zrezygnował z nich byłoby po prostu znacznie lepiej.

Wkurza mnie również głos wokalisty. W zasadzie jedzie tylko na samym screamie i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że jest tak skrzekliwy, że aż ciężko to czasem znieść.  Niby na poprzednich płytach mamy to samo, ale tam jakoś to tak nie wkrzuało jak tutaj. Co prawda wokalista tu i ówdzie próbuje zarzucić growlem, ale i tak to nie ratuje sytuacji. Ostatni materiał Duńczyków to dla mnie ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony miażdży brzmienie i ciężar tego albumu, a z drugiej wkurzają momenty "lżejsze" i opisane powyżej wady.

Nie jest to co prawda zły materiał bo gdyby nie te wykroczenia to słuchałoby mi się tego z ogromną przyjemnością, a tak muszę napisać, że jest tylko dobrze. Tak między bogiem a prawdą muszę powiedzieć, że od "To the Nines" bardziej mi się podobał debiut ich młodszych kolegów po fachu czyli Portugalczyków z The Spiteful. Nie jest to co prawda zły materiał bo gdyby nie powyższe wady to słuchałoby mi się tego z ogromną przyjemnością, a tak muszę napisać, że jest tylko dobrze. Jeśli więc kiedyś zobaczysz debiut The Spiteful obok opisywanego materiału wybierz ten pierwszy, a "To the Nines" sprawdź sobie u kogoś kto już zakupił tą płytę. Mimo wszystko czuję lekki zawód w stosunku do poprzedniego dzieła zespołu.

Ocena: 6,5/10

Tracklista:

1.To the Nines
2.Backstabber
3.Cloacked in Shit
4.Clarity
5.Even if it Kills Me
6.Commencing a Campaign
7.The Writing's on the Wall
8.In the Trenches
9.Aurora
10.Oceans of Blood

Wydawca: Napalm Records (2009)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły