od dnia ucieka szukając końca
rozlazła i szara włóczy się po tarczy
wyciągam myśli z butelki
topię i przypalam nudę
zamieniając dzień w chwilę
za oknem drzewa
w moim pokoju też mam ogród pełen roślin
nieustannie kiełkujących strachem
rozpuszczanie samotności w czasie
dłuży się jak podróż donikąd