„Koszmar”. Tak, w tłumaczeniu, brzmi pierwsza część tytułu piątej płyty Enslaved „Mardraum – Beyond The Within”. I faktycznie coś jest w tej nazwie, że pasuje do muzyki. Zespół po raz kolejny wplątuje nas w wir lodowatych emocji, przeraźliwych gęstwin i epickich krajobrazów. Jest bezwzględnie surowy, bezlitośnie ostry i nieludzko nieprzystępny. W ten świat trzeba wejść świadomie, wytrwać z własnej woli i umieć się w nim odnaleźć. A wtedy koszmarne mary otworzą swoje sekrety i ukażą wszystko to co mają najlepszego.
Najpierw jednak mała zmyłka. Czyżby Enlsaved przerzucił się na angielski? Nie, to tylko Metal Mind Records, do kasety, wydrukował tytuły i teksty po angielsku jak gdyby nigdy nic. Domyślam się, że na innych wydaniach były to dodatkowe tłumaczenia, tutaj urosły do rangi oryginałów. Okazuje się jednak, że w przypadku „Entrance-Escape” rzeczywiście jest prawidłowo, bo jest to jedyny utwór, na tej płycie, który faktycznie zaśpiewany jest po angielsku. Dla zasady jednak również tu popełniono błąd, bo dwie jego zwrotki zamieszczone są w odwrotnej kolejności.
Na początek wita nas długie instrumentalne rozwinięcie „Større Enn Tid-Tyngre Enn Natt”. Zresztą na całym albumie podtrzymana jest stara zasada, że w Enslaved dużo jest grania i to gitary tworzą całe skomplikowane i poplątane struktury utworów. W dodatku nie mają one dla człowieka żadnej litości. Wszystko jest wściekłe, ziejące mrozem i kamiennie martwe. Zasnute zimną mgłą riffy są pierwotne, dzikie i niemelodyjne. Są wykute z żelaza jakby przez płatnerza. Nie ma w nich żadnego życia, żadnego słońca, żadnej radości. Tylko skały, lód, żwir, kamienie, góry, ciemny las…
I pędzi ta czarna maszyna przez te krystaliczne pejzaże, dorzynając gitarami i demolując perkusją. Czasem narasta taki huk, że aż kojarzy mi się z jakimś noise ambientem. Pojawiają się głosy, krzyki. Rozglądam się, nie wiem co się dzieje. Skąd to dobiega i kim są te stwory, których nie mogę zobaczyć? Tak, jestem w koszmarze. W przeraźliwym śnie, w którym pędzę jak oszalały po puszczy w nieznanym kierunku.
Czasem robi się bardziej przejrzyście. Wyłonią się bardziej poukładane zagrywki, a wokal z przerażającego wrzasku staje się górskim śpiewem. Czasem w ogóle burza ucicha i przez chwilę robi się cicho, spokojnie, akustycznie. Nie na długo jednak. Nawałnica powraca, narasta do wyśrubowanych prędkości i dalej sieje zamęt w tej dziewiczej krainie. W krainie, której Enslaved jest prastarym duchem, najpierwszym piewcą, satyrem trzęsącym górami i siejącym zło pośród boru. Jest bogiem całego tego pustkowia, które z lubością zamienia w koszmar. Tak, aby nikt nigdy tu nie przyszedł, aby nikt nigdy go stąd nie przepędził.
Tracklista:
01. Større Enn Tid-Tyngre Enn Natt
02. Dandningekvida
03. Entrance-Escape
04. Ormgard
05. Æges Draum
06. Mardraum
07. Det Endelege Riket
08. Ormgard II - Kvalt I Kysk Høgsong
09. Krigaren Eg Ikkje Kjende
10. Stjerneheimen
11. Frøyas Smykke
Wydawca: Osmose Productions (2000)
Ocena szkolna: 5