Zarówno "Below The Lights" jak i "Isa" udowodniły, że Enslaved jest jednym najoryginalniejszych i najciekawiej rozwijających się norweskich zespołów. Formacja zaskakiwała pomysłami i odwagą. "Ruun" z założenia miał być kontynuacją "Isy".
I fakt - płyta wnosi niewiele nowego. Jest tu jeszcze mniej black metalu niż na "Isa", dużo więcej natomiast wpływów rocka progresywnego lat 70. Wyraźnie odczuwalna jest obecność spokojnych wokaliz i ducha tamtych lat. Enslaved, podobnie jak Opeth, coraz bardziej hybryduje swoje dźwięki i umiejętnie łączy style.Patrząc na agresywniejszy aspekt muzyki Enslaved, wiele się nie zmieniło. "Ruun" ma jeszcze lepsze brzmienie niż poprzedniczka, przez co brzmi bardziej soczyście i ciężej. Odnoszę wrażenie, że z płyty na płytę zespół jest coraz lepszy technicznie. W swoim delikatniejszym obliczu zespół także czuje się pewnie, potrafi robić użytek ze sprawdzonych wzorców, choć tym razem wydaje się, że muzycy za bardzo odchodzą od swojego stylu. Cały ten miszmasz stylów sprawia, że album chwilami wydaje się niespójny. Poważniejszym zarzutem jest jednak fakt, że "Ruun" nie emanuje taką świeżością, jak dwie poprzednie płyty.
Tym razem zabrakło chyba odrobinę pomysłów, a może i odwagi, aby pójść jeszcze dalej z progresją. Na pewno jednak album ten nie sprawia zawodu, gdyż zawiera kawał ciekawej muzyki.
Wydawca: Tabu Recordings (2006)