Wydany w 2006 roku, piąty album Austriackiej grupy Edenbridge, zawiera wszystko to, do czego zespół przyzwyczaił swoich fanów, szybkie, melodyjne riffy, spokojne, nastrojowe ballady, nawet utwór instrumentalny się trafił (chociaż jako bonus track). Muzyka Edenbridge często nazywana jest "epic angelic power/melodic metal", nazwa, moim zdaniem, równie niejasna co długa.
Pomimo obecności klawiszy, ciekawego, aczkolwiek czasem zbytnio "ckliwego", wysokiego, damskiego wolalu Sabiny i pewnego urozmaicenia w "klimacie" utworów, według mnie płyta jest nudna i nurząca. Wszystko nagrane jest i skomponowane poprawnie, nie ma utworów wybitnie kiepskich, ale nie ma też niczego co przykuło by moją uwagę i skłoniło do kolejnego przesłuchiwania materiału. Przede wszystkim brakuje mi tutaj wstawek wokalu męskiego.Może to dla tego, że nie przepadam za gatunkiem "melodic metal", ale ten album wydaje mi się bardzo przeciętny i wtórny. Fani zespołu pewnie będą mieli na ten temat inne zdanie.