Godzinę później wyszedłem z psem na spacer. Chłodne powietrze pachniało skórą kobiety i czymś słodkim w tle... Ominąłem niedawno obudzonego ślimaka, który ledwo zorientowawszy się w sytuacji, skulił swoje jestestwo do muszli. Bezgłowe dżdżownice podnosiły kikuty swoich ciał do nieba, jakby z zapytaniem, czy to już koniec deszczu, czy mogą wracać bezpieczne do swych mrocznych pieczar, wyrytych w naskórku ziemi.
Podniosłem jedną z nich z zamiarem odrzucenia na trawnik.
- To nie ma sensu - usłyszałem głos za swoimi plecami - i tak wszystkich pan nie uratuje.
- Może ma pan rację - odwróciłem się w stronę mojego przypadkowego rozmówcy i wskazałem na dłoń, w której wciąż wiła się naga dżdżownica - dla mnie nie ma to sensu. Ale ma dla niej.
Położyłem ją w bezpiecznym miejscu, wiedząc, że i tak za moment wylezie na chodnik. Rozmówca już odchodził; widząc tylko jego plecy, mogłem zaledwie domyślać się jego miny.
Ile razy los, bóg, lub Mistrz Gry, podnosi mnie i odstawia w bezpieczne miejsce, abym uniknął nieszczęścia, a ja w swojej "dżdżownicowej" ślepocie wracam na chodnik i pytam, czy już bezpieczny mogę wracać, czy już przestało padać...
HardKill : Ja uwielbiam deszcz,a do tego jeszcze taką mega burze :) a co do deszczow...
Yngwie : No, fajny tekst. U mnie akurat pada. Od siebie dorzucę do wątku moją ulu...
Alpha-Sco : Świetny tekst. Wciągający. Aż poczułam chłód deszczu na sk...