Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Djerv - Djerv

Z ostatniej, dość kontrowersyjnej płyty Solefald utkwił mi w pamięci przede wszystkim utwór “Tittentattenteksti”, w którym gościnnie zaśpiewała Agnete Kjolsrud. Wbrew dość powszechnej opinii wśród słuchaczy nie uważałem, by Agnete zepsuła swoim śpiewem tę kompozycję. Uznałem nawet, że dzięki jej oryginalnemu wokalowi numer został uratowany i stanowił jeden z najlepszych utworów na płycie Norwegów. Fakt ten rozbudził moje oczekiwania względem zapowiadanego i intensywnie promowanego przez Mystic Production albumu grupy Djerv z Agnete na czele.
Mocny, energetyczny rock z wplecionymi elementami black metalu to podkład jaki Panowie w osobach Stiana Karstada i Erlenda Gjerde przygotowali pod wokalne popisy liderki. Tworząc kompozycje muzycy z pewnością nie mieli wątpliwości co będzie stanowiło największy atut Djerv i bez oporów zgodzili się na objęcie w zespole ról drugoplanowych. Faktem jest, że ze swoich zadań Panowie wywiązali się wzorowo. Skomponowali 9 nośnych i przebojowych utworów, w których stosunkowo proste, mocne riffy, na kilometr śmierdzące blackową Norwegią, dają wokalistce dużą swobodę w kwestii konstrukcji swoich linii wokalnych. 
Słuchając takich kawałków jak „Madmen” czy „Immortal” nasuwają się bezwarunkowe skojarzenia z Satyricon czy Svartkraft. Podoba mi się także samo brzmienie gitar, które są nisko strojone, dzięki czemu nawet te wolniejsze i mniej furiackie momenty, w których nie udziela się wokalistka mają właściwą moc i ciężar. Wszystko opakowane zostało w porządne brzmienie, które jest nowoczesne, a jednocześnie nie pozbawia muzyki właściwej dozy brudu i szorstkości. No ale bez wątpienia największym atutem Djerv jest wokalistka. 
Dla mnie jej mocny, brudny i drapieżny głos jest jednym z najoryginalniejszych wokali w ciężkiej muzyce, a z pewnością najciekawszym jeżeli chodzi o wokale damskie. Te fragmenty, w których decyduje się całkowicie wyłączyć ogranicznik i ile sił drze ryja sprawiają, że nawet podwójnie wiązane 22 oczkowe glany spadają z nóg. Wystarczy posłuchać otwierającego całość i stanowiącego pierwszy singiel z albumu kawałka „Madmen” z wykrzyczanym, jeszcze przed wejściem partii instrumentalnych, tytułem żeby uzmysłowić sobie potęgę głosu Agnete. Szkoda tylko, że wokalistka nie eksploatuje nadto swoich strun głosowych i sporą część jej partii stanowią wokalizy dość stonowane, które nie wyróżniają się nadto co prezentują inne wokalistki zespołów rockowych czy metalowych. Fakt ten jest jedyną wadą tego albumu. Gdyby Agnete poszła na całość byłaby 10, a tak jest „tylko” 8,5.
Ocena: 8,5/10

Tracklista:

01. Madmen 02. The Bowling Pin 03. Headstone 04. Gruesome Twosome 05. Only I Exist 06. Ladder To The Moon 07. Abmuse 08. Blind The Heat 09. Immortal 
Wydawca: Mystic Production (2011)
Komentarze
zsamot : Nie mogę załapać bakcyla... doceniam, acz tylko tyle..
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły