Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Deszcz

Miniatura, ktorej matka jest chwila natchnienia, a ojcem slodka tesknota...
Tańczyłam dziś na trawie, kochając się z deszczem. Zakradł się do mnie powoli, bezszelestnie. Subtelną pieszczotą gładził policzek, lekką, dżdżystą mgiełką zwilżał powieki. Gdy już łagodnym dotykiem mnie urzekł, znienacka skradł usta kroplą odważną. Drgnęłam speszona, uśmiechnęłam się jednak na pocałunku słodycz.
Nabrawszy pewności, ciało me zaczął poznawać. Zrosił me włosy, ramiona wodą oznaczył. Chłodnymi palcami penetrował ubranie, szukając drogi do skóry pod nim skrytej. Gdy tak coraz głębiej i szybciej docierał, strach mnie ogarnął. Zaczęłam uciekać, czując, jak z jego czułości namiętność się rodzi.
Wtedy poczułam zapach znajomy, usłyszałam szept tak mi bliski. Krople złagodniały i teraz na mej piersi wystukiwać zaczęły rytm, na pamięć wyuczony przez wszystkie wieczory, gdy zasypiałam w Twoich ramionach.
Gdy cztery dni temu ze smutkiem w chmur szarość spoglądałeś, duszy Twej okruch stęskniony, ujścia dla pragnień swych nie znajdując, z wiatrem porywistym popędził i z tumanem wędrownym się scalił. Przemierzył pola, miasta, rzeki, płacząc i grzmotami nawołując, aż w końcu mnie dostrzegł, gdy stałam wśród zieleni.
Zamknęłam oczy i, tańcząc na trawie, kochałam się z deszczem.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły