Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Poezja :

Defetyzm

Raz, dwa, trzy....urywa się tok myślenia, w którym zawarłam
Całą prawdę o sobie...teraz nic nie czuję, po prostu zmarłam
I jak rwąca woda kontraband uje zwłoki grzechów miłości
Tandetnych ludzkich podrób – bez wariackiej wzajemności.
Bo jak galopujące konie pod drzewami śmierci, tak i ja stoję
Mój zwykły świat, wartości wewnętrzne, pragnę i zniweluję
Słońce zachodzi, moje marzenia idą spać, a ja się tułaczem
Nie znajduję dnia, w którym mogłabym zasłonić się kwiatem
On ukoiłby ból, poczułabym lekkość tchnienia na moim ciele
Marginalne życie - do szczęścia jest mi potrzebne tak nie wiele.
Czuję burze w moim sercu, defetyzm tuż za mną idzie jak cień
Tak powoli snuję się...i dotyka mego ramienia,
Już wzbudzona na papierku ludzka anatomia.
A myślenia wciąż brak,
A życia wciąż brak,
A chęci wciąż brak.
Bo jak dewastacja Boga, tak i koniec zaszczepki serca
Już nie ma bicia, już nie ma tęsknoty...pozostała tylko kotwica
Ciężka i jak kamień usytuowała się między wartościami
W pejoratywny sposób wyryła znak na duszy
Pojawiła się wichura, zaistniała ezoteryczna susza
A kurz jeszcze jest, nie starł go nikt....
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły