Kiedy zacząłem swoją przygodę z tym zespołem nie miałem zielonego pojęcia, że formacja ta jest, a raczej była tak znana w naszym kraju, a to za sprawą listy przebojów Marka Niedźwiedzkiego, w której, w latach 80. na pierwszych miejscach plasowały się takie przeboje tej grupy jak: "Never, Never Comes", czy "Never Again". Oczywiście mowa o zespole Classix Nouveaux, którego frontman - Sal Solo - był jednym z pierwszych zupełnie łysych muzyków. Muzyka, którą wykonują śmiało zasługuje na uwagę każdego melomana, jako perełka wśród innych dzieł z kręgu new romantic, dlatego korzystając z okazji, że posiadam jedną z płyt tej grupy, a dokładniej ich drugi album - "La Verite" - opowiem coś niecoś o tym ciekawym wydawnictwie.
Na płytę składa się 13 zróżnicowanych muzycznie i emocjonalnie kompozycji, które jednak zamykają się w nurcie new romantic. Na uwagę zasługuje oczywiście niezwykły klimat, który towarzyszy wszystkim utworom, podczas odsłuchu oczami wyobraźni widzimy elegancko ubranych ludzi z charakterystycznymi szpiczastymi butami, którzy czy to muzyką czy tekstami opowiadają o swoim codziennym życiu, o swoich radościach i niedolach. Ale dosyć tych enigmatycznych zdań, zapomnijmy o subiektywnych odczuciach skłonnego do przesadnego upiększania zawartości płyt, waszego skromnego skryby i spójrzmy na ten album bystrym okiem.Pierwsze, co rzuca się w oczy to wokal równie niepowtarzalny i wyróżniający się z gąszczu innych głosów tamtych lat, jak sam jego właściciel. Kolejny element to oczywiście muzyka. Ta jest tutaj naprawdę zróżnicowana. Począwszy od instrumentalnego "Foreward", który śmiało mógłby nosić nazwę "Intro", a którego totalnie nie zrozumiałem, jako, że zawiera w sobie dziwne elektroniczne dźwięki, z których z czasem wyłania się melodia rodem z Wesołego Miasteczka, która z kolei po niedługim czasie tonie znowu w dziwnych elektronicznych dźwiękach, poprzez "Is It A Dream", który śmiało może być piękną wizytówką płyty, jako utwór opatrzony parkietowym rytmem oraz łatwo wpadającym w ucho refrenem, czy też "Six To Eight", kolejne nagranie w pełni instrumentalne, tym jednak razem wyróżniające się charakterystycznym nie co latynoskim rytmem i naprawdę klimatycznymi klawiszami, lub tytułowy "La Verite" wykorzystujący przesterowane wokale i naprawdę prosty rytm. Dodatkowo jest to jedyna kompozycja w której znaczącą rolę odgrywa gitara elektryczna.
Kolejną pozycją na płycie przeznaczoną raczej do zabawy niż słuchania jest wspomniany wcześniej wspaniały hit grupy, "Never Again", w którym pobrzmiewa damski wokal dodający ciekawego smaczku temu kawałkowi.
Całość zamyka - a jakże by inaczej - kolejny przebojowy utwór "Where To Go", który jednak troszeczkę mnie zastanawia zarówno samym początkiem jak i końcem, bowiem mamy tu powrót do dziwnych elektronicznych elementów rodem z pierwszego utworu tego albumu. Tak czy owak "La Verite" to w pełni neoromantyczny album rodem z Wielkiej Brytanii zdolny zachwycić każdego fana tego typu brzmień. Cieszy również fakt, że grupa w latach swojej działalności aż trzy razy odwiedziła nasz kraj, co świadczy o dość dużej rzeszy fanów w tamtych latach, nic z resztą dziwnego Sal Solo z ekipą to twórcy trzech naprawdę niezwykłych dzieł tamtych lat!
Tracklista:
01. Foreward
02. Is It A Dream
03. To Believe
04. Becouse You Are Young
05. Six To Eight
06. La Verite
07. Never Again
08. It''s All Over
09. 1999
10. I Will Return
11. Finale
12. It's Not Too Late
13. Where To Go
Wydawca: EMI (1982)