Przed ósmym albumem rzeźników z Cannibal Corpse stanęło ogromne wyzwanie. "Bloodthirst" - krążek poprzedzający "Gore Obsessed" zrobił spore zamieszanie na rynku, gdyż w pewien sposób odświeżył styl zespołu, pojawiło się kilka nowych elementów, czyniących tą muzykę bardziej przysępną. Trzy lata móżdżyli więc muzycy, jak tu stworzyć coś lepszego i niestety nie wymóżdżyli.
"Gore Obsessed" rozczarował przede wszystkim brakiem pomysłów.
Praktycznie wszystkie utwory, oprócz "Drowning in viscera" brzmią
identycznie. Zniknął gdzieś pazur, wszechobecny na "Bloodthirst",
zniknęły gdzieś te rytmiczne wstawki i zwolnienia. "Gore Obsessed" to w
dużej mierze bezsensowna łupanka, z naprawdę dobrymi, bardzo
melodyjnymi solówkami duetu Owen/O'Brian. Rozczarowują też melodie (o
ile w przypadku Kanibali w ogóle możemy o nich mówić) - wszystko jest
tu wymuszone i przewiduwalne.Oddzielną kwestią, którą należy poruszyć jest produkcja - jest po prostu zła ! Gitary są bardzo mocno schowane w tle, są rzeżące i mało selektywne, solówki także są bardzo cicho nagrane i ledwo przebijają się, przez mocno nagłośniony wokal Fishera i sucho brzmiący werbel Mazurkiewicza. Odniosłem wrażenie, że mzuycy chcieli chyba nawiązac do pierwszych swoich krążków - i jeśli rozpatrzymy to w tej kategorii, to brzmieniem rzeczywiście przypominają czasy "Butchered At Birth".
Paradoksalnie się tak złozyło, ze uważam, "Gore Obsessed" za najsłabszy album formacji od czasów wspomnianego właśnie "Butchered At Birth". Kwintet w zasadzie popełnił identyczne błędy jak przy swoim drugim wydawnictwie - brak mocy i pomysłów, mało urozmaiceń i brzmienie pzoostowiające sporo do życzenia. Cannibal corpse nie udźwignęło sukcesu "Bloodthirst" i tym razemnie sprostali oczekiwaniom. Na szczęście kolejny krążek 'The Wretched Spawn" zamazał tą plamę, którą można uznać, za chwilową niedyspozycję.
Wydawca: Metal Blade Records (2002)