Anorexia Nervosa powstała w 1995 roku jako kontynuacja projektu Necromancia. Po wydaniu dema „Nihil Negativum”, w 1997 roku nadszedł czas na pierwszą płytę pod tytułem „Exile”. Muszę przyznać, że jest to wyjątkowa pozycja, a wyróżnia się tym, że jest tak dramatycznie katastrofalna, że aż ciężko zrozumieć jak ktoś mógł nagrać i wydać coś takiego. I choć przebrnąć przez nią to jest koszmar to w swojej masochistycznej manii natręctw postanowiłem poświęcić jej trochę czasu aby móc publicznie znieważyć tą żenującą pomyłkę.
Pierwszy numer zaczyna się jakimiś niezidentyfikowanymi i ciężkimi do zniesienia jękami. Pół biedy gdyby to było coś w rodzaju wstępu czy intra. Niestety to pianie będzie co rusz powracać i prześladować słuchacza aż do samego końca. Oczywiście tylko tego, który do tego końca dotrwa, a to może być bardzo trudne. W dodatku to rzężenie jest tylko tak sobie i nie wydobywa z siebie żadnego tekstu. Właściwe wokale są zróżnicowane, ale w większości są tak samo beznadziejne. Tylko jeden pojawiający się growling jest w miarę normalny. Tekst jest pisany jednym ciągiem i we wkładce nie ma podziału na poszczególne numery. Są to jakieś zwidy i omamy kogoś obłąkanego, kto przebywa cały czas w pokoju, to w kącie, to na łóżku, to przed lustrem. Dręczą go jakieś mary i rozmawia, już do końca nie wiem, czy z samym sobą, czy nie wiadomo z kim. Nie rozgryzłem tego. Pewnie stąd też wynikają te pojękiwania, ale nie jest to żadne usprawiedliwienie. Tego się po prostu nie da wytrzymać.
Jeżeli chodzi o muzykę, to owszem, w niektórych kawałkach, są fragmenty gdzie grają w miarę znośnie, powiedzmy, że post black metal w wolnym lub średnim tempie i miałkiej ciężkości. Ale to są urywki. Już samo to, że w ponad pięćdziesięciominutowym albumie trzeba doszukiwać się momentów gdzie w ogóle jest jakaś zdatna do słuchania muzyka mówi samo za siebie. Reszta to jakieś żałosne popierdywanie, ciągnąca się ślamazarnie męczarnia, a jak wchodzi wokal to już jest kompletne dno. Wychwyciłem jedną marną solówkę, są też narracje w języku rosyjskim, czasem pojawi się jakiś efekt elektroniczny, ale to już nic nie zmienia.
„Exile” to straszna płyta. Jedna z najgorszych jakie kiedykolwiek słyszałem. Pojechałem kiedyś do Dziupli, gdzie bywałem rzadko bo miałem daleko, żeby kupić sobie coś czego nie dostanę w zwykłym sklepie i wróciłem z taką kupą. Totalna porażka.
Tracklista:
01. Prologue - To Exclude From The Cycle Of Generations
Cycle I - Delusive Complexion
02. Sequence 1 - Spiritu Fornicationis
Action 1 - Distressing Amnios
03. Sequence 2 - Say The World That Fall In The Sky
Action 2 - Gnostic Wails
04. Sequence 3 - The Unveiled Mirror
Action 3 - Other Wails
05. Sequence 4 - Divert The Necessities Of The Body
Cycle II - Burning Tongue
06. Sequence 1 - Against The Sail
Action 1 - Vertebrae Embryo
07. Sequence 2 - Faith
Action 2 - Discordant Effects Of Suicides
08. Sequence 3 - Acclaim New Master
Action 3 - Slave
09. Sequence 4 - First Tasting Of Faecal Matter
Cycle III - Man-Machine
10. Sequence 1 - Some Miracle Of Entrails
Action 1 - Not Showed
11. Sequence 2 - Spirit Of The Valley
Action 2 - Enclose
12. Sequence 3 - Flesh Goes Out Without Grace
13. Epilogue - Running Of Mental Fluids
Wydawca: Season Of Mist (1997)
Ocena szkolna: 2-
WUJAS : No ja to jestem kolekcjonerem, więc nawet jak czegoś nie lubię to się ni...
zsamot : Jakbyś chciał opchnąć/ wymienić- masz we mnie nabywcę. ;)
WUJAS : Tak