Parę lat potrzebowała Anathema na nagranie swojej pierwszej płyty. Kiedy już to nastąpiło zespół z rozmachem wpisał się w nurt gothic metalowy, od razu stając się jego czołowym przedstawicielem. „Serenades” to album nie tylko skrojony na miarę gatunku, ale i mocno urozmaicony, wzbogacający gotycką sztukę i wnoszący elementy tworzącego się własnego stylu Anathemy.
Podstawą są tu powolne, ciągnące się z mozołem partie, które jednocześnie dołują słuchacza, ale wprowadzają go też w stan pełnego skupienia. Głównie dlatego, że muzyka choć rozwlekła, to melodyjna i pomysłowa. Często rozkręcająca się odrobinę, do bardziej średnich temp, kiedy to gitary prezentują swoje chwytliwe zagrywki. Co ważne większość tego grania jest naprawdę ciężka i taka toporna. Wiele fragmentów ma dużo wspólnego z death metalem. Tym bardziej, że wokal w większości jest grobowym growlem, który wprowadza dodatkowy śmiertelny nastrój. Mimo to, całość jest refleksyjna i uduchowiona. Na pewno pomagają w tym też pojawiające się klawiszowe aranżacje.
Pierwszą niespodzianką jest trzeci: „J'ai Fait Une Promesie”. Zaśpiewany cudownym kobiecym głosem, akustyczny utwór po francusku, wprowadza melancholię i buduje nostalgiczną atmosferę. Innym takim wyjątkowym elementem jest chyba najlepszy w całym zestawieniu „Sleepless”. Nowy wymiar czystego wokalu i akustyczne momenty to są właśnie przejawy powstającej tożsamości zespołu. A ten numer jest niesamowity i pięknie się rozkręca doprowadzając do pełnej entuzjazmu, rockowej końcówki okraszonej gitarowym solem.
Krótki wrzut „Scars Of The Old Stream” również jest zapowiedzią dalszego rozwoju Anathemy, a po nim następuje kolejny monument w postaci „Under A Veil (Of Black Lace)”. Długi, wolny oraz niezmiernie ciężki, ale mający w sobie wiele i piękna i ekspresji. Na koniec „Where Shadows Dance”, który jest całkiem szybki i ostry. I kiedy zapowiada się że będzie z tego niezły metalowy deser, nagle się wycisza i kończy. Dziwna opcja bo jest to jakby takie pół numeru. No, ale widocznie taka była koncepcja.
„Serenades” jest ze wszech miar udaną płytą, która ukazuje wszechstronne oblicza i ma wiele do zaoferowania. Mieszanka różnorodnych koncepcji i pomysłów splata się w kunsztowną i wyważoną, porywającą całość. Jedna z najważniejszych pozycji w klimatycznej sferze metalu.
Tracklista:
1. Lovelorn Rhapsody
8. Under A Veil (Of Black Lace)
Wydawca: Peaceville Records (1993)
Ocena szkolna: 5
zsamot : Nie od razu Anathema mnie "chwyciła". Oczywiście "hity" : Sleepless, J'...