Choć zawinęła się szczelnie szalem, szpony mrozu wbijały się gdzieniegdzie w jej skórę, ale mimo tego nie potrafiła się zmusić. Wreszcie postąpiła krok do przodu. Potem drugi. Weszła wolno po schodach i podniosła dłoń co dzwonka.
- Wejdź, proszę – usłyszała jego głos w domofonie, zanim jeszcze położyła palec na przycisku. - Drzwi są otwarte.
Przedpokój był dokładnie taki, jakim go zapamiętała. Gruby, puszysty, gładki dywan, ciemna, misternie rzeźbiona boazeria, stylowy wieszak na płaszcze ze stojakiem na parasole. Choć minął prawie rok, odkąd tu była ostatnio, w wystroju nie zmieniło się zupełnie nic. Rozebrała się i weszła do gabinetu, w którym przyjął ją poprzednio. Również tutaj nie zmieniło się wiele. Wysokie po sufit, solidne regały z czarnego orzecha pełne były książek, a zapach skórzanych foteli mieszał się z aromatem wiśniowej fajki. Tak jak poprzednio, on siedział za ogromnym biurkiem, na którym nie było nic prócz starego kałamarza, mosiężnej lampki i otwartej książki. I kota.
- To kotka – przypomniał jej, nie czekając na pytanie i wskazał dłonią jeden z foteli. - Z czym przychodzisz tym razem?
Zapadła się w fotel i przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
- Wiesz, chyba jednak miałeś rację.
Spojrzał na nią zaciekawionym wzrokiem. Najwyraźniej czekał na rozwinięcie historii.
- Z początku wszystko było dobrze. Już na drugi dzień podszedł do mnie na korytarzu i zaprosił do kina. Zgodziłam się, poszliśmy. Było fantastycznie. Po filmie poszliśmy na spacer, potem na późną kolację. Tak się zaczęło.
- Widywaliśmy się codziennie. Najpierw na mieście, potem u mnie. Był miły, uprzejmy, czuły. Ciekawy mojego życia. O sobie opowiadał niewiele. Nie, żeby coś ukrywał. Kiedy pytałam, opowiadał o swojej rodzinie, o znajomych, bliskich. Nigdy jednak nie chełpił się, nie wywyższał, nie puszył i zawsze ja byłam na pierwszym miejscu. Po jakichś trzech miesiącach zadecydowaliśmy, że będziemy razem. Zamieszkaliśmy w wynajętej kawalerce, on musiał dorabiać po zajęciach, żeby wystarczało na opłaty. Ale nigdy nie narzekał.
Kotka podniosła się i zeskoczyła cicho na podłogę. Z gracją wskoczyła na oparcie fotela obok i usadowiła się wygodnie, wbijając w nią swe spojrzenie. Przemknęło jej przez głowę, że jej opowieść zainteresowała zwierzaka. Uśmiechnęła się do siebie i opowiadała dalej.
- Problemy zaczęły się we wakacje. Jeszcze zanim się spotykaliśmy, on planował wyjechać do Stanów i trochę zarobić. Ale kiedy zamieszkaliśmy razem, zaczął się zastanawiać. Z jednej strony, zawsze chciał tam pojechać, a pieniądze bardzo by nam się przydały. Z drugiej, ja nie mogłam pojechać z nim, a bardzo chciał te wakacje spędzić ze mną. Myślał o rezygnacji z wyjazdu, ale nie potrafił się zdecydować. Nie wiedziałam, co mam robić. Część jego znajomych obraziła się na mnie, nawet jego matka uznała to wahanie za co najmniej dziwne. Długo biłam się z myślami. Wreszcie powiedziałam mu: jedź.
Odchylił się w fotelu i przeciągnął dłonią po włosach.
- Nie pamiętałaś o moich zaleceniach?
- Pamiętałam, ale... Byliśmy razem już przeszło pół roku, myślałam, że...
- Że on już tak zawsze?
- Był taki naturalny! We wszystkim co robił, mówił. Nie myślałam, że to nadal wpływ tego... Wiedziałam, że ryzykuję, ale myślałam, że do tej pory choćby część jego... Ale widać się myliłam.
- Długo się opierał?
- Przez pierwszy miesiąc regularnie pisał, dzwonił, przysyłał zdjęcia. Aż wreszcie któregoś dnia zapomniał. Bardzo mnie za to przepraszał, ale kilka dni później znów nie napisał. Potem przerwy były coraz częstsze i dłuższe, listy krótsze, a telefony bardziej zdawkowe. Wreszcie jakoś tak dwa tygodnie przed powrotem napisał mi, że „coś się zmieniło” i że „będziemy musieli porozmawiać”.
Wstał, obszedł biurko i usiadł na jego krawędzi. Odgarnął włosy na plecy i założył ręce na piersiach.
- Opowiadaj – zachęcił ją.
- Te dwa tygodnie czekania były najgorsze. Z nerwów bolał mnie brzuch, nie mogłam na niczym się skupić, znaleźć sobie miejsca w domu. Ze strachu na przemian krzyczałam albo ryczałam w poduszkę... horror. Wreszcie przyjechał. Wszedł do mieszkania, bez słowa rozebrał się, poszedł umyć. Siedziałam jak na szpilkach chyba z kwadrans. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się a on, nagi, mokry i zapłakany, rzucił mi się do kolan łkając, że tak bardzo mnie przeprasza, że zachował się jak świnia, że nie wie, jak ma z tym żyć i że powinien się rzucić z mostu.
Pokręcił głową i uśmiechnął się złośliwie.
- I pewnie opowiedział ci o wszystkim?
- Ze szczegółami. Ale cóż, sama chciałam, szczerość i wierność przede wszystkim. Więc siedziałam tak, z gołym, ociekającym, ryczącym facetem na kolanach i zastanawiałam się, co mam z nim zrobić. A on opowiadał, jak to poczuł się strasznie zagubiony i tak daleko ode mnie, że taki samotny i jakaś pustka go wypełniała, a ona pojawiła się przypadkiem, i jemu się nawet wydawało, że to może być coś poważnego, i że się w niej zadurzył, ale gdy tylko mnie zobaczył, to zaraz wszystko do niego wróciło... I że wie, że zrobił źle, ale teraz nie wie, co ma robić, bo przecież on mnie kocha a ja jestem całym jego życiem i jeśli nie chcę już na niego patrzeć, to on zrozumie, ale chyba się zabije, ale nie jest pewien, bo on przecież nie wie, co ze sobą zrobić...
- I postanowiłaś dać mu drugą szansę, tak? - wziął kotkę na ramiona i usiadł w fotelu obok.
- Oczywiście. I tym razem bardziej go przypilnować. Wiesz, być bliżej, wszędzie razem... I było niemal tak, jak dawniej! On znowu świata poza mną nie widział, zabierał mnie to teatru, do kina, do restauracji. Kupował kwiaty, słodycze, różne drobiazgi. Znów był cudowny.
- Ale...
- No właśnie, „ale”. Kilka tygodni temu poszliśmy razem na imprezę do jego znajomych. Wszystko było w porządku, dopóki nie pojawiła się Ona. W sumie, to muszę powiedzieć, że sama mu się nie dziwię. Wysoka blond piękność, szczupła, wszystko na miejscu, a do tego wygadana i inteligentna...
- Co ty powiesz?
- Wiem, że to brzmi głupio, ale... Jak mówią, przegrać z kimś takim, to żaden wstyd.
- Przegrać?
Wbiła wzrok w czubki butów i wzruszyła ramionami.
- A jak to inaczej nazwać?
Siedzieli chwilę w milczeniu. Wreszcie ciszę przerwała kotka wskakując jej na kolana. Spojrzała na dziewczynę, jakby naprawdę ją rozumiała, a potem położyła się i wtuliła czarny łepek w fałdy jej swetra.
- Powiadam ci, zaskoczyła mnie wtedy zupełnie. Wyczekała chwili, gdy stałam sama, podeszła, przedstawiła się i – wyobraź sobie – przeprosiła. Stałam tam przed nią, w obszernej spódnicy maskującej grube nogi, bufiastym swetrze skrywającym fałdy brzuszka, kiepskim makijażu ledwie, ledwie wygładzającym nieco zbyt ostre rysy... I było mi głupio. Seks-bomba przepraszająca brzydkie kaczątko, za to, że uwiodła mu faceta... I jej naprawdę było przykro, dasz wiarę?
Uśmiechnął się.
- Dam. Z trudem, ale dam.
- Po tym spotkaniu zauważyłam, że trochę jakby się zmienił. A może to nie on się zmienił, tylko ja wreszcie przejrzałam na oczy?
- Jak to?
- Wiesz, kiedy jesteśmy razem, jest pogodny, zabawny, rozmowny. Ale kiedy na chwilę wychodzę do kuchni, kiedy czytam, no, kiedy nie zajmuję się nim, robi się jakiś taki... nieobecny. Patrzy w pustkę, rozmyśla o czymś, jest gdzieś... daleko. Kiedy pytam, mówi, że nic się nie stało i na powrót staje się sobą. Ale ja widzę, że coś jest nie tak. Myślę... czy to możliwe, żeby on się w niej zakochał? Tak naprawdę?
Wrócił za biurko, usiadł i odchylił się w swoim fotelu.
- Tak, to możliwe. Zresztą, ostrzegałem cię przed tym. Pamiętasz? Mówiłem, będzie ci wierny, niczym pies. Nie będzie miał przed tobą żadnych tajemnic. Będzie o ciebie dbał, opiekował się tobą, będzie się dla ciebie poświęcał. Będzie cię miał za najpiękniejszą i najmądrzejszą osobę na ziemi. Zrazi do siebie swoich przyjaciół, znajomych, rodzinę nawet. A ty będziesz dla niego przed nimi wszystkimi. Spytałaś mnie wtedy, jak to możliwe, że będzie robił to wszystko, a mimo wszystko jednak nie będzie cię kochał. Teraz wiesz. Nie można człowiekowi nakazać kochać. W żaden sposób. Można go omamić, zwieść, oszukać. Ale zmusić do miłości?
Spuściła głowę. Na sweter spadło kilka łez. Zrobiło mu się jej żal, tym bardziej, że wiedział, że to się właśnie tak skończy. Ostrzegał, nie chciała słuchać. Sama była sobie winna, ale mimo wszystko, było mu jej żal.
Wreszcie otarła oczy i spojrzała na niego.
- Nie chcę go dłużej przy sobie trzymać. Nie mogę. W ogóle nie powinnam była tego robić... Co muszę zrobić, żeby to przestało działać? Czy wystarczy zdjąć naszyjnik? Czy też muszę go wyrzucić? Zniszczyć?
Powstrzymał ją gestem.
- Powoli, nie spiesz się tak. Kiedy ci go dawałem, ostrzegałem cię, że to nie jest zabawka, którą można bezkarnie zdjąć i wyrzucić, gdy się znudzi. Przez blisko rok miałaś jego życie w swoich rękach. Ten rok, to z jednej strony szczęśliwe chwile, które z tobą spędził, radości, które dzieliliście i wszystko to, co dobrego zrobiliście dla siebie nawzajem. Z drugiej jednak strony, to jego utracone szanse, które być może wykorzystałby, gdyby nie twoja władza nad nim. To cierpienie, które spadnie na niego, gdy zabraknie więzi między wami. To zdrada, której dopuścił się wobec ciebie i miłość, która przez ciebie być może nie zazna spełnienia. Czy między jednym a drugim możesz postawić znak równości? Czy bilans na pewno wyjdzie na zero?
Dłuższą chwilę milczała wpatrzona w zmrużone oczy kotki, wreszcie westchnęła.
- Każde dobro, które czynimy, wraca do nas potrójnym dobrem, a każda krzywda – potrójną krzywdą. Czy jesteś pewna, że Waga przechyli się na twoją korzyść? Czy jesteś gotowa przyjąć karę, jeśli tak się nie stanie?
- Nie wiem, co wskaże twoja Waga i nie wiem, czy zniosę wymierzoną mi przez Los karę. Wiem tylko, że nie powinnam była tego robić. I jeśli muszę za to ponieść odpowiedzialność, to trudno. Ale nie mogę go dłużej trzymać przy sobie wbrew jego woli.
Skinął głęboko głową.
- To dobrze. Widzę, że rozumiesz.
Podszedł do niej i wyciągnął dłoń.
- Oddaj mi naszyjnik. Zanim wstaniesz z tego fotela, jego moc przestanie działać. Zanim włożysz płaszcz, On zadecyduje, co ma dalej robić. A gdy zamkniesz za sobą drzwi mego domu, wasz los będzie już zdecydowany, a ty zapomnisz o mnie, o tym miejscu i tym naszyjniku.
Niby w transie sięgnęła do karku, odpięła srebrny łańcuszek i złożyła go na wyciągniętej dłoni. Bez słowa wyszła do przedpokoju, ubrała się i wyszła.
Opadł ciężko na fotel i wypuścił powietrze z płuc. Na chwilę ukrył twarz w dłoniach i pokręcił głową.
- Ludzie sami nie wiedzą, czego chcą – mruknął ni to do siebie, ni do kota. Wrócił na swój fotel za biurkiem, zapalił fajkę i wrócił do przerwanej lektury. Na biurku pojawiła się kotka. Uśmiechnął się do niej i odłożywszy fajkę przytulił do siebie czarne, pachnące futerko.
- Czy ja wiem, czego chcę? Pewnie! – wzruszył ramionami. - Ale nie zapominaj, że w końcu ja nie jestem człowiekiem.
evanescence : Piękna historia, czekam na następną Twojego autorstwa
Akatash : Masz Talent.... historia wciągająca ale szkoda że zakończenie takie kr...
frija : fantastyczne opowiadanie... może i historyjka dosyc błaha,ale ostatnie zda...