Podwyższona scena, na środku sceny czterech kolesi, a wokół sceny same zielone i niebieskie alieny oraz inne ufaki z wytrzeszczonymi narządami wzroku. Wszystkie stwory podskakują w rytm takiego „First Contact” czy ”Speed Of Life” i kręcąc młynki swoimi poziomo owalnymi łepetynami podnoszą w górę witki, ssawki czy inne członki. Wymarzona sceneria dla obcowania z muzyką Alchemist.
Płytka „Austral Alien” ma już kilka lat na karku, ale jest to wydawnictwo na tyle oryginalne, że wypada mu poświęcić kilka słów gwoli przypomnienia o zespole, który do dziś nie doczekał się należnego szacunku i rozgłosu w naszym kraju. Na rozgłos ten Alchemist niewątpliwie swoją oryginalną i niepowtarzalną muzyką zasłużył. Nawet ci, którzy o przesłuchaniu tego materiału nie mieli zbyt przychylnej opinii na temat muzyki Australijczyków (delikwentów takich znam niewielu) nie byli w stanie odmówić oryginalności. Podążanie przez Alchemist nieprzetartym szlakiem dostrzegli także decydenci z Relapse Records, którzy swego czasu, teraz jakby troszkę mniej, słynęli z wyławiania kapel niepokornych. Zarzucili więc swoje sieci także na Alchemist.„Austral Alien” to jedenaście kompozycji, które można określić mianem progresywnego, futurystycznego metalu w którym nie idzie o to by grać najszybciej czy najbrutalniej, ale rozpoznawalnie. Panowie grają więc głównie w średnich tempach, melodyjnie, słychać tu trochę elementów charakterystycznych dla Voivod, trochę hardcoru w partiach wokalnych, sporo gitarowego orientu (początek „Backward Journey”). Mimo, że dużo dzieje się tu muzycznie całość brzmi wyjątkowo przestrzennie. Można odnieść wrażenie, że podczas tworzenia swoich dwóch ostatnich wydawnictw Mastodon musiał sporo słuchać Australijczyków. Podobne rozwiązania brzmieniowe i kompozycyjne są dość mocno słyszalne na „The Hunter” w szczególności.
Na ogromną uwagę zasługują także partie keyboardu, za które odpowiada Adam Agius. W dużej mierze właśnie ten instrument nadał całości tak futurystycznego i nierealnego klimatu. Śmiem twierdzić, że nikt nie wykorzystywał partii tego instrumentu w ten sposób jak czynią to Australijczycy. Całości dopełnia znakomita oprawa graficzna, która idealnie współgra z zawartością krążka.
Wszyscy ceniący progresywne dźwięki powinni obowiązkowo sięgnąć po ten materiał, który dziś wciąż brzmi świeżo. No chyba, że boicie się odwiedzin stworów z odległych galaktyk i wymiarów, bo one z pewnością nie oprą się dźwiękom Alchemist i wpadną do Was.
Ocena: 9,5/10
Tracklista:
01.First Contact
02.Great Southern Wasteland
03.Solarburn
04.Alpha Cappella Nova Vega
05.Older Than The Ancients
06.Backward Journey
07.Nature On A Leash
08.Grief Barrier
09.Epsilon
10.Speed Of Life
11.Letter To The Future
Wydawca: Relapse Records (2003)
oki : polecam bo to jeden z najcharakterystyczniejszych:) ich krążków
Harlequin : tej płyty Alchemist nie słuchałem. Kiedys słyszałem jakiś jeden...