. . .
Dzień był piękny i słoneczny. Promienie porannego światła rysowały na szybach autobusu, w którym jechał Albert, wesołe, jasne koła. Wpadały również do środka pojazdu, aby pogłaskać po głowach i ramionach pasażerów oraz kierowcę. Z pewnością były w doskonałym humorze, tak samo jak Albert, który jechał właśnie do swojej ukochanej.
Mężczyzna wiózł ze sobą drobne podarunki – koszyczek świeżych, uzbieranych kilka godzin temu malin i kobiałkę białego sera. Dary te miały zostać wręczone matce i ojcu Grace, którzy niezwykle lubili pożywne i zdrowe wiejskie jedzenie. W torbie Alberta, pieczołowicie owinięty białą, kawalerską chustą, leżał również prezent dla jego wybranki. Jadący w starym autobusie mężczyzna przymykał co chwila oczy i z rozkoszą wyobrażał sobie moment, kiedy zostanie z piękną Grace sam na sam i pokaże jej ten drobny, lecz wyrażający jego ogromne uczucie upominek. Albert miał nadzieję, że dziewczyna doceni serdeczny gest i pozwoli mu, po raz pierwszy, choć trochę się do siebie zbliżyć.
Podróż, przerywana miłymi rozmyślaniami, minęła jak z bicza strzelił. Autobus zatrzymał się w końcu w cieniu wielkiego dworca, z którego pasażerowie udawali się do centrum miasta. Albert wysiadł jako ostatni. Miał lekką tremę przed spotkaniem z rodziną Grace. Znał już, co prawda, wszystkich jej członków, ale nie uczestniczył jeszcze nigdy w niedzielnym obiedzie. To, jak się podczas niego zachowa, miało zdecydować o zdobyciu, bądź utraceniu ukochanej. Stawka była piekielnie wysoka i Albert doskonale o tym wiedział. Wierzył jednak, że jego uczucie jest w stanie pokonać każdą przeszkodę i był zdecydowany podjąć każdą konieczną akcję, by zdobyć Grace. Miłość to cudowny motor napędowy.
- - - - - -
Obiad przebiegał w serdecznej, miłej atmosferze. Rodzice dziewczyny podejmowali swojego gościa z niezmierną uprzejmością i ciepłem. Pan Budd z ciekawością wypytywał Alberta o interesy i życie na wsi, a jego małżonka zachwyciła się aromatem i smakiem przywiezionych przez mężczyznę malin. Oboje wydawali się radzi z wizyty i wyraźnie czekali na rozwój wydarzeń przy stole. Najważniejsze było jednak to, jak spoglądała na Alberta Grace.
Tego dnia dziewczyna wyglądała piękniej niż zwykle. Miała na sobie krótką, białą sukienkę, znakomicie podkreślającą jej wiotką, delikatną figurę. W oczach błyszczały jej wesołe ogniki i cała jej postać tchnęła wiośniana, ledwie co rozkwitłą świeżością. Podczas posiłku co chwila zwracała się do mężczyzny z jakimś pytaniem lub uwagą i Albert miał spory problem, aby oderwać od niej oczy. Marzył o tym, żeby jej dotknąć i swym dotykiem wyrazić targającą jego dusza burzę uczuć. Takie zachowanie byłoby jednak niestosowne w towarzystwie rodziców dziewczyny, tak więc Albert cierpiąc miłosne katusze czekał na chwilę, gdy będzie można wstać od posiłku. Upragniona chwila nadeszła po dwóch godzinach męki nad węgierska pieczenią i jogurtowym ciastem, które było ponoć numerem popisowym pani domu. Choć wypiek faktycznie był udany Albert nie był w stanie skoncentrować się na jego smaku. Wszystkie jego zmysły zajmowała Grace.
- - - - -
W końcu obiad się skończył i mężczyzna, przełamując nieśmiałość, zapytał drżącym od nadziei głosem, czy państwo Budd wyraziliby zgodę, aby zabrał Grace na zabawę urodzinową, do domu swojej siostry. Mężczyzna bał się, że rodzice dziewczyny nie zgodzą się na jego propozycję. W końcu nigdy jeszcze nie zabierał ukochanej gdzieś daleko, zawsze spotykał się z nią w domu przy 406 West 15th Street. Albert nie wziął pod uwagę tego, że ta niedziela była magicznym dniem, w którym spełniają się marzenia zakochanych. Mężczyzna nie wierzył własnym uszom, gdy z ust ojca Grace padły słowa: - „Ależ oczywiście. Proszę tylko odwieźć do nas małą przed nocą”.
To było wszystko. Żadnych przeszkód na drodze do szczęścia. Albert mógł w końcu zrobić to, o czym tyle czasu marzył – wziąć kochaną za rękę, wyjść razem z nią z mieszkania i zaprowadzić w miejsce, gdzie mogliby nareszcie zostać sam na sam. Mężczyzna nie mógł odrzucić takiej okazji. Płonąc z radości, lecz nie pokazując tego po sobie, z galanterią pomógł Grace założyć lekka kurteczkę po czym ramię w ramię wyszedł z nią na zalane promieniami ulice Nowego Jorku.
Grace nigdy nie wróciła do domu. Sześć lat po jej zniknięciu Państwo Budd otrzymali list o następującej treści:
„Moi drodzy Państwo Budd,
W 1894 roku mój przyjaciel zaokrętował się jako majtek na Parowcu Tacoma, pod dowództwem kapitana Johna Davisa. Pływali z San Francisco do Hong Kongu w Chinach. Dobiwszy do brzegu, on i dwóch innych zeszli na ląd i upili się. Kiedy wrócili, łódź zniknęła.
W tym czasie panował w Chinach głód. Mięso dowolnego rodzaju kosztowało od 1$ do 3 za funt. Cierpienie najbiedniejszych było tak wielkie, że wszystkie dzieci poniżej 12 roku życia były sprzedawane na żywność w celu oszczędzenia innych przed śmiercią głodową. Chłopiec lub dziewczynka przed 14 rokiem życia nie były bezpieczne na ulicach. Mogłeś pójść do jakiegokolwiek sklepu i poprosić o stek - kotlet - lub duszone mięso. Przyniesiono by ci część nagiego ciała chłopca lub dziewczynki i odcięto to, o co prosiłeś. Zadki chłopca lub dziewczynek, które są najsłodszą partią ciała i sprzedaje się je jako cielęcinę, osiągały najwyższe ceny.
John został tam tak długo, że rozsmakował się w ludzkim mięsie. Po powrocie do N. Y. ukradł dwóch chłopców, jednego siedmio i jednego 11-letniego. Zabrał ich do swojego domu, rozebrał do naga, związał w szafie. Potem spalił wszystko, co mieli na sobie. Kilka razy każdego dnia i nocy bił ich - torturował ich - aby uczynić ich mięso dobrym i delikatnym.
Najpierw zabił 11-letniego chłopca, ponieważ ten miał najgrubszą dupę i oczywiście najwięcej w niej mięsa. Każda część jego ciała została ugotowana i zjedzona poza głową, kośćmi i wnętrznościami. Został upieczony w piecu (cała jego dupa), ugotowany, upieczony na ruszcie, usmażony i uduszony. Mały chłopiec był następny, przeszedł tą samą drogę. W tym czasie ja mieszkałem na ulicy 409 E 100 st., w pobliżu - po prawej. Opowiadał mi on tak często, jak dobre jest ludzkie mięso, że zdecydowałem się spróbować go.
W niedzielę, 3 czerwca 1928 roku wpadłem do was na 406 W 15 St. Przyniosłem wam ser i truskawki. Zjedliśmy lunch. Grace usiadła mi na kolanach i pocałowała mnie. Zdecydowałem się ją zjeść.
Wyprowadziłem ją z domu pod pozorem zabrania na przyjęcie. Powiedziała pani Tak może iść. Zabrałem ją do pustego domu w Westchester, który uprzednio wybrałem. Kiedy już tam dotarliśmy, powiedziałem jej aby pozostała na zewnątrz. Zerwała kwiatki. Ja wszedłem na górę i zdjąłem z siebie całe ubranie. Wiedziałem, że gdybym tego nie zrobił, to całe byłoby w jej krwi.
Kiedy byłem gotowy, podszedłem do okna i zawołałem ją. Potem schowałem się w szafie i siedziałem tam dopóki nie weszła do pokoju. Kiedy mnie zobaczyła, całego nagiego, zaczęła płakać i próbowała zbiec po schodach. Złapałem ją, a ona powiedziała, że poskarży się mamie.
Najpierw rozebrałem ją do naga. Jakże ona kopała, gryzła i drapała. Udusiłem ją, potem pociąłem na małe kawałki tak, abym mógł zabrać mięso do mieszkania. Ugotować i zjeść je. Jakże słodka i delikatna była jej mała dupcia upieczona w piekarniku. 9 dni zabrało mi zjedzenie jej całego ciała. Nie wypieprzyłem jej chociażem mógł i chciał. Umarła jako dziewica.”
List został nadany przez kanibalistycznego mordercę dzieci, sadystę i pedofila, o nazwisku Albert Fish.
UWAGA nr 1: Zacytowany wyżej list Fisha do Państwa Budd został skopiowany ze strony www.zbrodnia.of.pl Jest to oryginalny list, który morderca wysłał do rodziców Grace.
UWAGA nr 2: Podarunkiem, który Albert Fish wiózł w białej chuście dla Grace był nóż, do członkowania mięsa
UWAGA numer 3: W chwili śmierci Gracie miała 10 lat. Jej oprawca był 58-letnim mężczyzną, który już wcześniej zabijał i zjadał dzieci.