Nie zwolnił tempa Rob Halford po swoim solowym debiucie, podkreślonym podwójnym albumem koncertowym. Zespół utrzymał się bez zmian i szybko zabrał się do pracy, czego efektem był drugi album „Crucible”. Płyta przez fanów heavy metalu została ponownie dobrze przyjęta i stawiana wyżej niż ówczesne dokonania jego macierzystego Judas Priest.
Ledwo fani zdążyli ochłonąć po "Framing Agmageddon", a już kwintet z Tampy powraca z kolejnym krążkiem tym razem prezentując album "The Crucible Of Man". Płyta ukaże się najpierw w Niemczech, Austrii i Szwajcarii 5 września nakładem SPV/Steamhammer. Premiera na resztę Europy została przewidziana na 8, a na Stany Zjednoczone i Kanadę - 9 września.
Rob Halford bez wątpienia jest uznawany za jednego z najlepszych metalowych krzykaczy. Tak się jednak składa, że dokonania Judas Priest nigdy mnie nie rajcowały, ani nie zachwycałem się także barwą głosu Halforda. Szum medialny jaki wywołał "Resurrection" - debiutancki krążek solowy Halforda, rozpisywanie się nad jego świetnością wzbudziły moje zainteresowanie. Dodatkowo osoba gitarzysty Mike'a Chlaściaka, przez niektórych uznawanego za najlepszego obecnie gitarzystę dodawała pikanterii. Kiedy więc ukazało się "Crucible" nie omieszkałem przekonać się na własnej skórze, czego ten krążek jest wart.