Myśli nieuczesane (3)
Gdy spotkają się dwie mydlane banki to zgina wtedy zakwita lotos. (przyp. jap.)
"On i Ona"®
Szare chmury, szary deszcz, szarzy ludzie pochowani w domach, poczekalniach, przejściach. Kilka dni temu świat okrył się szalem szarego, mokrego smutku i tak trwa. Ludzie poprzyklejani twarzami do szyb, obserwują szare krople deszczu spływające, po szarych szybach. Maja szare myśli. Wypatrują nadziei na przyszłość w postaci słonecznych promieni lub bez reszty zatracają się w miękkim zdradliwie otulającym smutku. Krople deszczu spływając po szybie dążyły przed siebie, przypadkowo, na drodze do nikąd. Zostawiały za sobą ślad szybko ginący pod spadającymi następnymi kroplami. Spotykały na swej drodze inne krople, posuwały się obok siebie, mijały się, jedne poruszały się szybko inne wolniej. Łączyły się by później rozpłynąć się w swoje strony. Zdarzały się również krople, które płynęły prosto do celu zabierając ze sobą kilka innych.
Zupełnie jak ludzie.
W tej układance świata jeden element nie pasował. Dwoje młodych ludzi stojących na peronie. Mokry peron, mokre tory, kwietniki pełne wody i oni stojący w kałuży. Krople spadające na ich głowy powoli spływały po pozlepianych włosach w dół na twarze smutne i nieobecne, i dalej za kołnierze. Z załomów kurtek kapała woda. Stali tu już na tyle długo, ze byli zupełnie mokrzy.
On stal wyprostowany z twarzą skierowana przed siebie, oczy miął zamknięte. Chłonął jej obecność. Ona wtuliła głowę pomiędzy jego ramie i szyje, cieszyła się ostatnimi chwilami bliskości. Wszystko zostało już powiedziane, teraz się zegnali. Ona wyjeżdżała - on zostawał. Znajomy zorganizował jej kontrakt w odległym kraju, zawsze o tym marzyła, ale teraz był On. Spotkali się jakiś czas temu, zaprzyjaźnili się potem ona zamieszkała u niego. Nie mogła znaleźć pracy i czuła się nieprzyjemnie, ze ja utrzymuje, ale rozumieli się, uzupełniali, kochali. Było im z sobą bardzo dobrze. Był indywidualistą, ale potrafił zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa i ciepła, jakiego nie zaznała jeszcze od żadnego mężczyzny.
Pisk hamującego pociągu wyrwał ich z zadumy. Spojrzeli na siebie, na mokre włosy, na krople spływające po twarzach; ich spojrzenia spotkały się. Ich usta zetknęły się. Pocałowali się długo, powoli, namiętnie. Po raz ostatni. Ostatni uścisk dłoni potem otworzył jej drzwi. Ona wsiadła, spojrzeli jeszcze na siebie i on odwrócił się i poszedł. Wbił ręce w kieszenie, głowę zwiesił, ramiona mu opadły. Patrzyła za nim. Takiego go jeszcze nie widziała.
Pociąg ruszył.
Szedł powoli; krok za krokiem, myśli miał czarne. Była którąś z kolei a teraz była tą jedyna. Z czasem miłość miedzy nimi rozkwitła. Pozwoliła mu być sobą, nie musiał zmieniać tożsamości a później poświęcił dla niej wszystko. Stali się jednością a teraz odeszła pozostawiając wielka, czarna dziurę. Szedł do domu, do ich domu gdzie ona zawsze na niego czekała. Gdzie rozmawiali przy kominku, gdzie jedli, spali, kochali się. Każdy element tego domu był nią nasycony. Cierpiał. Nie chciał tam iść. Nie miał, dokąd pójść...
Wydawało mu się, ze go wola; zatrzymał się.
Wołanie powtórzyło się.
Powoli odwrócił się.
Nie wierzył.
Stała tam mokra i kochająca.
THE END.
(Myśli nieuczesane 1999.09.30)
Gdy spotkają się dwie mydlane banki to zgina wtedy zakwita lotos. (przyp. jap.)
"On i Ona"®
Szare chmury, szary deszcz, szarzy ludzie pochowani w domach, poczekalniach, przejściach. Kilka dni temu świat okrył się szalem szarego, mokrego smutku i tak trwa. Ludzie poprzyklejani twarzami do szyb, obserwują szare krople deszczu spływające, po szarych szybach. Maja szare myśli. Wypatrują nadziei na przyszłość w postaci słonecznych promieni lub bez reszty zatracają się w miękkim zdradliwie otulającym smutku. Krople deszczu spływając po szybie dążyły przed siebie, przypadkowo, na drodze do nikąd. Zostawiały za sobą ślad szybko ginący pod spadającymi następnymi kroplami. Spotykały na swej drodze inne krople, posuwały się obok siebie, mijały się, jedne poruszały się szybko inne wolniej. Łączyły się by później rozpłynąć się w swoje strony. Zdarzały się również krople, które płynęły prosto do celu zabierając ze sobą kilka innych.
Zupełnie jak ludzie.
W tej układance świata jeden element nie pasował. Dwoje młodych ludzi stojących na peronie. Mokry peron, mokre tory, kwietniki pełne wody i oni stojący w kałuży. Krople spadające na ich głowy powoli spływały po pozlepianych włosach w dół na twarze smutne i nieobecne, i dalej za kołnierze. Z załomów kurtek kapała woda. Stali tu już na tyle długo, ze byli zupełnie mokrzy.
On stal wyprostowany z twarzą skierowana przed siebie, oczy miął zamknięte. Chłonął jej obecność. Ona wtuliła głowę pomiędzy jego ramie i szyje, cieszyła się ostatnimi chwilami bliskości. Wszystko zostało już powiedziane, teraz się zegnali. Ona wyjeżdżała - on zostawał. Znajomy zorganizował jej kontrakt w odległym kraju, zawsze o tym marzyła, ale teraz był On. Spotkali się jakiś czas temu, zaprzyjaźnili się potem ona zamieszkała u niego. Nie mogła znaleźć pracy i czuła się nieprzyjemnie, ze ja utrzymuje, ale rozumieli się, uzupełniali, kochali. Było im z sobą bardzo dobrze. Był indywidualistą, ale potrafił zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa i ciepła, jakiego nie zaznała jeszcze od żadnego mężczyzny.
Pisk hamującego pociągu wyrwał ich z zadumy. Spojrzeli na siebie, na mokre włosy, na krople spływające po twarzach; ich spojrzenia spotkały się. Ich usta zetknęły się. Pocałowali się długo, powoli, namiętnie. Po raz ostatni. Ostatni uścisk dłoni potem otworzył jej drzwi. Ona wsiadła, spojrzeli jeszcze na siebie i on odwrócił się i poszedł. Wbił ręce w kieszenie, głowę zwiesił, ramiona mu opadły. Patrzyła za nim. Takiego go jeszcze nie widziała.
Pociąg ruszył.
Szedł powoli; krok za krokiem, myśli miał czarne. Była którąś z kolei a teraz była tą jedyna. Z czasem miłość miedzy nimi rozkwitła. Pozwoliła mu być sobą, nie musiał zmieniać tożsamości a później poświęcił dla niej wszystko. Stali się jednością a teraz odeszła pozostawiając wielka, czarna dziurę. Szedł do domu, do ich domu gdzie ona zawsze na niego czekała. Gdzie rozmawiali przy kominku, gdzie jedli, spali, kochali się. Każdy element tego domu był nią nasycony. Cierpiał. Nie chciał tam iść. Nie miał, dokąd pójść...
Wydawało mu się, ze go wola; zatrzymał się.
Wołanie powtórzyło się.
Powoli odwrócił się.
Nie wierzył.
Stała tam mokra i kochająca.
THE END.
(Myśli nieuczesane 1999.09.30)