Zmęczyłam się... Autentycznie się zmęczyłam. O ile w przypadku pierwszej części z cyklu o księżniczce Meredith wszystko traktowałam pobłażliwie, tak im dalej w las... Pierwszy tom opowieści o świecie fantasy mieszającym się ze śmiertelnikami, choć pełen sprzeczności i infantylności - potraktowałam jako przyjemną odskocznię od codzienności. Drugi tom cyklu to jako powielanie i zjadanie ogona pierwszej części.
"Pocałunek ciemności" to pierwsza część opowieści o Merry Gentry - a właściwie o księżniczce Meredith NicEssus, która jest na wpół człowiekiem i magiczną istotą shide. Pochodząca z krainy faerie księżniczka, uciekając z dworu Unseelie, zmienia swoją tożsamość i pod magiczną osłoną, podejmuje pracę w agencji detektywistycznej Grey'a w L.A. Będąca w połowie człowiekiem, nie posiada tyle mocy co czystej krwi shide, a do tego jest śmiertelna - to sprawia, że musi bezwzględnie uważać na swoje życie.
Drugi tom przygód sympatycznej animatorki - Anity Blake, to kolejna dawka intryg, zagadek i akcji. Drobna, o niespożytej energii główna bohaterka, tym razem będzie wciągnięta w seryjne morderstwa, będzie współpracowała z policją, będzie musiała zmierzyć się z fanaberiami pewnego bogacza i do tego co raz bardziej uwikła się w znajomość z nowym mistrzem wampirów Jean-Claudem. Krok po kroku postępująca akcja, zawiłość oraz wielowątkowość tomu, sprawia, że nie odbiega on jakością od pierwszej części przygód Anity Blake.
Ja naprawdę nie lubię tematyki związanej z wampirami. Moja sympatia do okołowampirycznej sfery skończyła się w głębokim liceum lat temu kilka na "Kronikach Wampirzych" Anne Rice i serialiku "Buffy". Prawdę mówiąc, nigdy nie sądziłam, że zapałam sympatią do głównej bohaterki stworzonej przez Laurell K. Hamilton oraz serii o Anicie Blake - jednak stało się inaczej. Pierwsza książka - "Grzeszne Rozkosze" trafiła do mnie przez zupełny przypadek. Ponieważ niczego ambitniejszego nie miałam w domu, zabrałam się do czytania z lekkim uśmiechem.