„The Jester Race” była płytą, która nazbierała fanów. Nie dziwne więc, że na jej następcę wiele osób czekało z niecierpliwością. „Whoracle” ukazała się już po roku i od razu na jej temat pojawiło się wiele skrajnych opinii. Dla jednych najlepsza, dla innych najgorsza, dla jeszcze innych nierówna. Ja wielkim fanem In Flames nigdy nie byłem, płytę poznałem wiele lat później, więc stosunek do niej mam wyważony. Uważam, że jest to album bardzo dobry, z wieloma chwytającymi momentami, a wszelkie wspomniane nierówności mieszczą się w ramach stylu jakiemu zespół ówcześnie hołdował, będąc zresztą jednym z jego najważniejszych współtwórców.
In Flames, tak tak coś tam słyszałem/am. To częste słowa wypowiadane przez ludzi, gdy mam okazję pytać się o znajomość tego bandu. Smutne w tym wszystkim jest to, że zdecydowana większość pytanych zna tę "gorszą" (moim zdaniem) część twórczości In Flames - to znaczy wydawnictwa po roku 2000.
Komentarze Sumo666 : Zapomniales o Whoracle :P A Purpose tez walne recke i nie bedzie pochleb...
sums : Szczerze przyznam, że bardzo lubię Płomyki. Bardziej oczywiście sta...
Aeg : Ja tam lubie Inflames :) Milutkie takie dla ucha :)