Przy okazji „Gateways To Annihilation” do Morbid Angel wrócił Eric Rutan. Wzmocniony gitarowo zespół nagrał płytę potwornie ciężką, ale zarazem wyjątkowo wolną, czym zadziwił światową publiczność. Zamiast szaleńczych temp mamy więc jeszcze bardziej przytłaczającą swoim majestatem konwencję. Nie każdemu się to musiało spodobać, ale album przyjęty został bez rozczarowań. Nikt bowiem nie może zaprzeczyć, że Morbid Angel wciąż pozostaje death metalowym bogiem i instrumentalnym geniuszem.
Są takie albumy, które stają się "klasykami" zanim się jeszcze ukażą. Dzięki fantastycznej promocji ze strony wytwórni i buńczucznym zapowiedziom, ostrzą apetyty recenzentów, którzy często zbyt pochopnie wydają opinie. W taki oto sposób mamy całą stertę "gwiazdeczek", którym kończą się pomysły po trzecim utworze debiutanckiego albumu.
Komentarze KostucH : No facet, ja gram dopiero 5 lat wiec kompozytor ze mnie jak z koziej dupy trąb...
Harlequin : A Morticiana nigdy nie słyszałem, ale czytalem ze łądna sieczka... he...
Harlequin : Death przyszlo mi na mysl, bo to ambitniejsze duzo od Amon Amarth i w sumie s...