Nie wiem dlaczego gdy
Daje komuś moje sny
I otwieram wszystkie drzwi
Zmieniam się w niewidzialne
Od lat zapomniane i nierealne
Marzenie
Bledsze nawet od wiatru
I szybsze od myśli
Unoszę się wszędzie tam gdzie
Oni zapominają o tym że gdzieś tam
Są ich marzenia czekające tylko
Na wole do ich spełnienia
Pragnienia i łzy
Jak dawno wypędzone sny
Przez tych którzy o nie dbali
I na zawsze z wyobraźni wyrzucali
Zawsze powracają do mnie
By pod osłoną przyszłych dni
Znów unosić się na nieśmiertelnym niebie
Stworzonym i przez tysiące lat wymarzonym
Przeze mnie i nie tylko wyłącznie dla ciebie
Wszystkie puste dni i tygodnie
Które zmieniły się w sekundy i godziny
Oderwane od rzeczywistości
Rosną i maleją
Niczym stare i mocne gałęzie
Mojej jakże nierealnej rodziny
Więc kocham je takimi jakie są
Mimo że to one powodują że nic nie trwa wiecznie
I nawet największe i najbardziej pielęgnowane sny
Już nigdy nie będą takie same jak dawno temu my
Gdy widzieliśmy wszystkich bez wyjątku
W pełni to co jest teraz i obietnice
Składane przez nasze duchy na samym początku
A kiedy przyjdzie już koniec
Nasze wspólne i nie zamknięte na ich szepty niebo
Rozrośnie się na wszystkie strony tej rzeczywistości
By uświadomić tym co jeszcze śnią
Że nie wszystko co przeźroczyste jest nierealne
I że nastał czas
Radości i melancholii
Smutku i nadziei
Czas nas
Odległych i bardzo bliskich
Marzycieli