Chwila po chwili, żyła po żyle
W głąb mego ciała zagłębia się sztylet
On jest tak cichy jak przyjaciel niemy
Rozwiąże wszystkie moje problemy
Nikt nie odczuje mojego braku
Wreszcie stanąłem na śmierci szlaku
Gdy tak umieram wracają wspomnienia
Lecz ja już nie mam nic do stracenia
Mój oddech słabnie z każdą minutą
Teraz opuszczam Ziemię zepsutą
Chory świat wreszcie skończy mnie dręczyć
Już nie mam siły dłużej się męczyć
Właśnie przestaje bić moje serce
Już nigdy więcej nie będę w rozterce
W sumie dla świata nic się nie zmienia
Nie mam więc żadnych wyrzutów sumienia
Kiedy tak leżę w kałuży krwi
Słyszę jak cicho ktoś puka do drzwi
"Otwarte"- jęczę, "kto to?"- myślę sobie
I wtedy wchodzi śmierć we własnej osobie
W głąb mego ciała zagłębia się sztylet
On jest tak cichy jak przyjaciel niemy
Rozwiąże wszystkie moje problemy
Nikt nie odczuje mojego braku
Wreszcie stanąłem na śmierci szlaku
Gdy tak umieram wracają wspomnienia
Lecz ja już nie mam nic do stracenia
Mój oddech słabnie z każdą minutą
Teraz opuszczam Ziemię zepsutą
Chory świat wreszcie skończy mnie dręczyć
Już nie mam siły dłużej się męczyć
Właśnie przestaje bić moje serce
Już nigdy więcej nie będę w rozterce
W sumie dla świata nic się nie zmienia
Nie mam więc żadnych wyrzutów sumienia
Kiedy tak leżę w kałuży krwi
Słyszę jak cicho ktoś puka do drzwi
"Otwarte"- jęczę, "kto to?"- myślę sobie
I wtedy wchodzi śmierć we własnej osobie