Być obcym dla napotkanego na ulicy człowieka to norma. Ale jak można być zupełnie obcym funkcjonując tuż obok osoby, z którą dzieliło się samym sobą przez ostatnie symboliczne 9 miesięcy?
Coraz częściej w naszych wyborach idziemy na łatwiznę. Nie chce nam się analizować przyczyn czyjegoś postępowania. Bo liczy się sam fakt : on to zrobił. W gruncie rzeczy jednak nikogo nie interesuje dlaczego. Jakie miał powody, czym się kierował.
Jesteśmy coraz bardziej zajęci sobą. Zdarza się, że nie wiemy niczego o ludziach, na których w naszym przeświadczeniu nam zależy. W końcu przyjemnie jest mieć kogoś, komu można okazać sympatię, bo najpewniej odpłaci tym samym. Przyjemnie upajać się przesadzonym uczuciem spełnienia z tego płynącą. Tylko po co ta maskarada? Czy nie lepiej kupić sobie chomika i to właśnie na nim skoncentrować swoje altruistyczne przeświadczenie o potrzebie kochania? Po co angażować w to drugą osobę, skoro ma się świadomość, że dystans i tak pozostanie?
Wszystkie znane mi, pozytywne uczucia ulegają spłyceniu do niezbędnego dla ich funkcjonowania minimum. Nasz egocentryzm rośnie w siłę żywiąc się bodźcem manifestującym zaspokojenie potrzeb.
I czy można powiedzieć, że nasze łzy są prawdziwe, skoro takiego właśnie obrotu sprawy się spodziewaliśmy, bo historia lubi się powtarzać?
A jednak jest jakiś ból, którego głównym zadaniem jest chyba próba usprawiedliwienia nas samych. Najłatwiej jest przyjąć pozycję ofiary. Gdzie zatem kat? Właściwie będąc ofiarą można być także i katem. Przecież to jedynie subiektywna percepcja.
-Tylko dlaczego twierdzisz, że to ja nie mam uczuć?
-Bo ja myślę, że jesteś niedojrzały emocjonalnie.
Oko za oko. I kurtyna opada zalewając widzów burgundową krwią, choć już straciła konsystencję i autentyczność. Ot, zwykły syntetyk.
Coraz częściej w naszych wyborach idziemy na łatwiznę. Nie chce nam się analizować przyczyn czyjegoś postępowania. Bo liczy się sam fakt : on to zrobił. W gruncie rzeczy jednak nikogo nie interesuje dlaczego. Jakie miał powody, czym się kierował.
Jesteśmy coraz bardziej zajęci sobą. Zdarza się, że nie wiemy niczego o ludziach, na których w naszym przeświadczeniu nam zależy. W końcu przyjemnie jest mieć kogoś, komu można okazać sympatię, bo najpewniej odpłaci tym samym. Przyjemnie upajać się przesadzonym uczuciem spełnienia z tego płynącą. Tylko po co ta maskarada? Czy nie lepiej kupić sobie chomika i to właśnie na nim skoncentrować swoje altruistyczne przeświadczenie o potrzebie kochania? Po co angażować w to drugą osobę, skoro ma się świadomość, że dystans i tak pozostanie?
Wszystkie znane mi, pozytywne uczucia ulegają spłyceniu do niezbędnego dla ich funkcjonowania minimum. Nasz egocentryzm rośnie w siłę żywiąc się bodźcem manifestującym zaspokojenie potrzeb.
I czy można powiedzieć, że nasze łzy są prawdziwe, skoro takiego właśnie obrotu sprawy się spodziewaliśmy, bo historia lubi się powtarzać?
A jednak jest jakiś ból, którego głównym zadaniem jest chyba próba usprawiedliwienia nas samych. Najłatwiej jest przyjąć pozycję ofiary. Gdzie zatem kat? Właściwie będąc ofiarą można być także i katem. Przecież to jedynie subiektywna percepcja.
-Tylko dlaczego twierdzisz, że to ja nie mam uczuć?
-Bo ja myślę, że jesteś niedojrzały emocjonalnie.
Oko za oko. I kurtyna opada zalewając widzów burgundową krwią, choć już straciła konsystencję i autentyczność. Ot, zwykły syntetyk.