Po zgrabnym "Ultravox!" pełnym wspaniałych kawałków takich jak
chociażby "Dangerous Rhythm", ekipa Anglików postanowiła wydać dość
trudny w odbiorze materiał zatytułowany "Ha! Ha! Ha!". W
przeciwieństwie do "ogładzonego" poprzednika, drugi album wydaje się
swoistym eksperymentem muzycznym - eksperymentem nie do końca udanym.
Nie zawsze jednak wszystko wychodzi jak byśmy chcieli.
Pierwsze, co uderza na "Ha! Ha! Ha!" to olbrzymia dawka rockowych gitar. Środek ciężkości z przyjemnych melodii komponowanych na klasycznych instrumentach, przeniósł się w stronę niezbyt skomplikowanych riffów składających się na stylistykę post-punku, który w obecnym czasie już był dość znaną gałęzią w muzyce rozrywkowej. Nie dziwi zatem fakt, iż grupa wciąż miała problem ze zdobyciem popularności. Mimo to na krążku znalazła się cała gama dobrych pomysłów, uwidaczniających się głównie w solówkach gitarowych. Wystarczy wspomnieć chociażby punkowy "Young Savage" czy "The Man Who Dies Every Day".Oczywiście tam gdzie pojawiają się instrumenty klasyczne również robi się ciekawie, no może po za "Fear Of The Western World" gdzie skrzypce mają więcej wspólnego ze zgrzytem, aniżeli linią melodyczną. Tak czy owak, takie kawałki jak "Distant Smile" z pięknym fortepianowym wstępem, czy "Hiroshima Mon Amour" (uchodząca za pierwszy utwór synthpopowy) z sączącą się nutą saksofonu, brzmią naprawdę pięknie i choć może nie zachwycają, to ukryta jest w nich dusza, mimowolnie skłaniająca do tego by dać owej płycie jeszcze jedną szansę. A trzeba przyznać, że jest to dość wskazane bowiem jej wartość nie od razu łatwo zauważyć.
Mimo wszystko zdarzają się tu wpadki. Zwłaszcza wokal Johna Foxxa ocierający się o zawodzenie pozostawia miejscami wiele do życzenia. Czasem również bywa tak, że grupa stara się zbyt pięknie ozdobić swoje kompozycje, zahaczając przy okazji o kicz. Tak jest chociażby ze wspomnianym już "Fear Of The Western World". Mimo to jednak, jak na tak młodą grupę i drugi krążek wydany w tym samym roku co debiut, można wiele sobie wybaczyć, choć nie ulega wątpliwości, iż płyta ta jest słabsza.
Jak widać, choć cel Ultravox było całkiem szlachetny, nie do końca przyniósł zamierzone rezultaty. Płyta "Ha! Ha! Ha!" choć ciekawa, praktycznie nie przyniosła im popularności. Zaś w przeciwieństwie do debiutu, obok tych dobrych pomysłów, zawierała także i złe, czym skutecznie odstręczała słuchaczy. Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że początki zwykle bywają trudne, zaś patrząc z perspektywy czasu, wiele można w tym temacie wybaczyć pionierom new romantic - Brytyjczykom z Ultravox.
Tracklista:
01. ROckWrok
02. The Frozen Ones
03. Fear in the Western World
04. Distant Smile
05. The Man Who Dies Every Day
06. Artificial Life
07. While I'm Still Alive
08. Hiroshima Mon Amour
09. Young Savage
Wydawca: Island Records (1977)