Od razu możemy wyczuć na płycie charakterystyczne, słodkie granie, chociaż płyta napełniona jest bardziej mrocznym, gotyckim klimatem niż jej poprzedniczka. Już na "Lovers End" wita nas złowieszczy monolog Chibi, który i tak zaraz się przeradza w cukierkowy głosik. Mówiąc o "Violet" nie sposób nie wspomnieć o "Blue", przeplatającym w sobie niemal sielankowy klimat z ostrymi gitarowymi uderzeniami połączonymi z głosem ociekającym jadem, który od razu przywołuje na myśl wiedźmy z tych najstraszniejszych bajek. Są także utwory utrzymane w dobrze znanym nam klimacie, chociaż bardziej energetyzujące, no może poza "Holiday".
Dodatkowo zostajemy uraczeni kilkoma instrumentalnymi przerywnikami. Osobiście niezbyt przepadam za takimi udogodnieniami na płytach, szczególnie jeśli niewiele wprowadzą do całości i praktycznie niczym się nie różnią od szumu.
"Violet" uświadamia nam, że The Birthday Massacre nie odkrył jeszcze wszystkich swoich kart i mimo utrzymywania specyficznego klimatu potrafi nam jeszcze niejedno pokazać, a bajkowy świat z jakim się zespół niejednemu kojarzy ma także swoją mroczną stronę do ujawnienia.
Tracklista:
01. Prologue
02. Lovers End
03. Happy Birthday
04. Horror Show
05. Violet
06. Red
07. Play Dead
08. Blue
09. Video Kid
10. The Dream
11. Black
12. Holiday
13. Nevermind
Wydawca: Metropolis Records (2005)