Salome tańczyła bardzo pięknie i śmiało wyginała jędrne ciało, a że niezła z niej była foczka, więc wszyscy biesiadnicy płci męskiej, którzy tego wieczora zebrali się na uczcie u Heroda nieprzystojnie się w nią wślepiali. Część z nich się śliniła, część z wielkim zaangażowaniem grzebała pod odzieżą w okolicy lędźwi, co było widocznym znakiem, że pląsy się podobają. Ogólnie rzecz biorąc zebrani za stołami samcy zachowywali się naprawdę obrzydliwie, ale Salome to nie ruszało, brała już udział w dużo ostrzejszych imprezach, gdzie na macaniu w kroku się nie kończyło. Goście Heroda byli zresztą zupełnie niegroźni – nie mogli sobie pozwolić na żadne ekscesy, bo tancereczka była wnuczka króla, który mógł się w każdej chwili wkurzyć i skrócić kogoś o głowę. Salome była tego jak najbardziej świadoma i z zadowoleniem kręciła przed podnieconymi staruchami swoim zgrabnym, skąpo odzianym tyłeczkiem. A kiedy się zmęczyła tańcem, posłała publiczności figlarnego całusa, narzuciła na spocone ramiona modną chustkę i wybiegła z pałacu, by dołączyć do znajomych, którzy czekali na nią w modnej knajpie w środku miasta.
Klub, do którego zmierzała Salome, mieścił się na ulicy, przy której stało więzienie. Trzymali tam wariatów, morderców, zgarniętych z ulicy pijaczków i różne inne szumowiny, czyli indywidua niespecjalnie interesujące. Zdarzyło się jednak, że do tego ponurego przybytku dostał się też dziwoląg zupełnie innego autoramentu, postać ani trochę nie pasująca do pozostałych mieszkańców więzienia. Był to młody prorok Jan.
Jan był facetem zupełnie nieświatowym i powiedzmy sobie szczerze, niespecjalnie dbającym o higienę osobistą. Na okrągło nosił stare, złachane skóry i rzadko się mył. O podcinaniu brody i włosów nigdy nie pamiętał, zaś czyszczenie uszu uznawał za sprzeczne z ludzką naturą. Ponieważ inni współwięźniowie często skarżyli się na niego strażnikom, z powodu ciągnącego się za nim smrodu, więc umieszczono go w pojedynczej celi. Traf chciał, że okienko tej właśnie celi wyglądało wprost na przejście dla pieszych, prowadzące do najpopularniejszego w mieście klubu. Tego samego, do którego zmierzała pewnego wieczoru młoda zalotnica.
* * *
Los chciał, że w momencie, gdy Salome nieprzepisowo przebiegała ulicę przy więzieniu, śpiesząc na spotkanie do knajpy, zupełnie nieświadomie pociągnęła nosem, i doszedł do niej ohydny smród dawno niemytego ciała.
- „Kurde, ale capi!” – mruknęła pod nosem dziewczyna i rozejrzała się wokoło by wykryć źródło odoru. Przez chwilę nie była w stanie zlokalizować co tak cuchnie, ale gdy uniosła nieco wzrok, w jednym z zakratowanych więziennych okienek dostrzegła brudną i zarośniętą, męską twarz, która gapiła się na nią zupełnie bez wyrazu. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa reszta ciała nieznajomej postaci była równie zapuszczona, co zaniedbane lico, co skłaniało ku przypuszczeniu, ze źródłem odoru jest ten właśnie mężczyzna.
- „Panie, odejdź pan od okna, bo tak od pana jedzie że zwymiotuję!” – wrzasnęła Salome w kierunku Jana i zatykając mocno nos chciała uciec ze strefy skażenia smrodem.
- „Panienko! Dlaczego Panienka do mnie tak brzydko mówi?” – zdziwił się młody prorok - "Przecież to nie przystoi tak miłej niewieście!".
- "A to przystoi?" - wrzasnęła Salome i gwałtownie uniosła do góry kieckę, obelżywie wypinając ku prorokowi dwie gładkie, nie skażone cellulitem półkule, po czym, ciekawa reakcji dziwoląga zerknęła na niego znad prawego ramienia.
Jeśli jednak oczekiwała, że młody brudas wpadnie w podziw, albo sięzgorszy, to czekało ja rozczarowanie. zarośnięty prorok, zamiast lubieżnie wgapiać się w kuszące pośladki po prostu zamknął oczy.
- "Patrzcie go, jaki skromny!" - mruknęła pod nosem Salome i czymś nagle zawstydzona zakryła goliznę. Jan nie mógł tego oczywiście widzieć, wiec dziewczyna krzyknęła do niego:
-"Hej, ty tam w oknie, cos ty taki delikutaśny? Damskiego zadka się boisz?"
- "Nie boję się, alem Bogu ślubował od wszetecznych niewiast wzrok zawczasu odwracać" - odpowiedział z prostotą Jan, czym znowu zdenerwował Salome, bo wcale się za kobietę lekkich obyczajów nie uważała.
- "Prorok, nie prorok, ale umyć i ostrzyc to byś się od czasu do czasu mógł, ty śmierdziuchu jeden, bo tak paskudnego faceta jeszcze nigdy w życiu nie widziałam!"
- "Naprawdę?" zdziwił się prorok, i chyba po raz pierwszy w życiu krytycznie na siebie spojrzał, po czym rzucił w kierunku gburowatej dzierlatki: - "Panienko, jeśli panienka jeszcze kiedyś przyjdzie tu do mnie chwilkę porozmawiać, to obiecuję się porządnie umyć."
- "A niech ci będzie!" - zgodziła się Salome. -"Dziwny z ciebie facet, ale przynajmniej nie nudny. Może jeszcze do ciebie kiedyś zajrzę. A na razie spadam na imprezkę, bo mi kumple całe piwo wypija. No to nara!"
- "Poczekaj! Nie uciekaj! Jak się nazywasz?" - krzyknął Jan do pleców umykającej dziewczyny i zdążył jeszcze usłyszeć:
- "Salome. Nazywam się Salome."
- "A ja jestem Jan! Jan z pustyni!"
* * *
Minęło czasu mało-wiele, a tu Salome znowu na imprezkę popyla. Tyle że dziwnie to jakoś robi, bo zamiast prosto do klubu walić, wyraźnie w stronę więzienia zbacza. A tam - cud nad cudy, dziw nad dziwy - w okieneczku zakratowanym stoi chłopczę - cud-malina, modnie odziane i wykąpane. Ślepka mu się świecą jak latareczki, fryzurka gładziutko ulizana i od całej postaci zapach old spajsa bije, że aż miło. No nic, tylko się zakochać!
- "Sie ma Jan! Fajnie wyglądasz! Normalnie ciacho!" - wrzeszczy Salome i z przyjemnością wpatruje się w lico odmienionego proroka.
- 'Witaj Salome" - odpowiada Jan, i między młodymi zapada cisza, bo oboje się trochę stropili i nie wiedzą co mówić. Na szczęście królewska wnuczka to rezolutna dziewuszka, która szybko ogarnia sytuację i składa nastepującą propozycję:
- "Skoro się tak odstawiłeś jak stróż na wesele, to może byś tak ze mną na tańce wyskoczył? Co ty na to?"
- "Z miłą chęcią, ale widzisz, nie bardzo wiem jak mam wyjść z celi - w końcu jestem zamknięty w więzieniu..."
- "Ty się nic nie martw, zagadam ze strażnikiem. Królewskiej wnuczce nie odmówi!"
O dziwo, wszystko idzie po myśli Salome. Już po chwili Jan stoi obok niej na ulicy i z niedowierzaniem patrzy na zamykające się za nim drzwi więźnia. Jeszcze tylko strażnik woła za nim: - "Tylko żebyś mi tu wrócił przed północą, bo nogi z dupy powyrywam!", i już może iść z tą śliczna dziewczyną na imprezę. Obejmuje ją zatem elegancko ramieniem, i przytuleni ruszają oboje w stronę skąd słychać głośne bity. Jan trochę się boi, bo dotychczas nie brał nigdy udziału w świeckiej zabawie, i nie wie czego się ma spodziewać, ale ma nadzieję, że jego umiejętności taneczne, obejmujace klasyczne style takie jak walc, polonez i quickstep, okażą się wystarczające.
* * *
Mija miesiąc, mijają dwa miesiące i wszyscy przyjaciele i znajomi Salome zauważają, że dziewczyna bardzo się zmieniła. Spoważniała, ugrzeczniła się i przede wszystkim zarzuciła rozpustny tryb życia. "Pewnie ma kogoś na stałe" - szepczą ludzie po kątach i mają rację, bo księżniczka nie spotyka się z nikim oprócz proroka Jana. Chodzi razem z nim na długie spacery, zaprasza go do modnych restauracji, na wyścigi rydwanów i walki byków, i coraz więcej czasu spędza w jego towarzystwie. I jakaś się zrobiła skromniejsza - nie zakłada już wyzywających strojów, mniej się maluje i nie zaczepia wcale młodych, przystojnych mężczyzn. Aż się wydaje że to zupełnie nowa, inna Salome.
Większości rodziny ta przemiana niezwykle się podoba, jest jednak osoba, która chciałaby widzieć dziewczynę taką, jaka była przedtem. Jest to król Herod, który dawno już nie miał okazji podziwiać tańca swojej ponętnej wnuczki i czuje się pokrzywdzony, przez brak jej podniecającego widoku. Wzywa zatem dziewczę do pałacu z poleceniem, aby upiększyła jedną z uczt swoimi erotycznymi wygibasami.
Salome nie może odmówić, stawia się więc wyznaczonego dnia w domu dziadka, i gdy zaczyna grać muzyka, wbiega lekkim krokiem na środek sali. Odziana jest jakoś dziwnie - miast kusych szatek, ma na sobie jakąś długaśną, całkowicie zakrywającą ciało suknię. Bardzo ładną i elegancką, ale ani trochę nie frywolną. Cóż to się, proszę Państwa, dzieje?
Ubiór młoduchy to nie koniec niespodzianek. Za Salome na parkiet wkracza młody mężczyzna, który obejmuje dziewczynę w pasie i zaczyna z nią krążyć po sali w tempie na 3/4. Młodzi wdzięcznie wirują, spod długiej sukni tancerki migają co chwila zgrabne nóżki, i być może, podnieca to jakiegoś stópkowego fetyszystę, ale król Herod jest wściekły. Nie obchodzi go, że para świetnie trzyma ramę, że idealnie mieści się w tempie i że mogłaby śmiało stawać w szranki z najlepszymi tancerzami walca wiedeńskiego na świecie. Stary dziad chce golizny, trzęsienia zadkiem i cyckami, chce poczuć jak na widok ciała młodego dziewczecia znów staje mu żałosny, od dawna nieużywany narząd.
Wrzeszczy zatem: - "Co to jest do kurwy nędzy? Taniec z gwiazdami? Jaja sobie robicie?!", a gdy przestraszeni tancerze wybijają się z rytmu i zatrzymują, wskazuje pokręconym paluchem na Jana i zwraca się do dowódcy straży: - "Uciąć natychmiast głowę temu pajacowi!"
Przerażony prorok pada na kolana i w błagalnym geście wznosi ręce do góry, lecz nic mu to nie da. Wyrok zapadł. Za chwilę jego łeb spadnie z karku i spocznie na ślicznie rzeźbionej, cynowej misie. Na szczęście Salome ominie ten widok, bo zdążyła przed chwilą zemdleć.