Niedługo mijają cztery lata od czasu wydania ich ostatniego albumu.
Niektórzy wieszczyli im koniec, węszyli poważny kryzys twórczy, rodziły
się plotki o rozłamach i planowanych zmianach składu. Jednak w świat
poszła wiadomość - sześciu szalonych Niemców z dawnego DDR-u powraca.
Nieśmiertelny, jedyny w swoim rodzaju Rammstein wydaje nową płytę i
rusza w trasę.
Zaczęło się jak zwykle - od spekulacji na temat orientacyjnej daty premiery i jej ciągłego przesuwania. Miał być styczeń 2009, później jakiś wiosenny czas. We wrześniu świat obiegł kontrowersyjny nawet z samej nazwy singiel "Pussy", wraz z wywołującym u mnie ironiczny uśmieszek erotyczno-pornograficznym klipem. Ostatecznie czekanie skończyło się na miesiącu, w którym Niemcy świętują Oktoberfest. Jednak tym razem powód do radości jest podwójny - poza smacznym piwem zachodni sąsiedzi serwują nam jeszcze ciepły krążek. Jak śpiewa Till w piosence "Rammlied" - "Kto roztropnie czeka, ten zostanie nagrodzony gdy przyjdzie czas". Muszę przyznać - czekanie tym razem naprawdę się opłaciło.Miłość jest dla wszystkich wokół - tak można przetłumaczyć tytuł krążka. Przewrotny i wieloznaczny, tak samo jak jedenaście zamieszczonych na nim utworów. Większość z nich faktycznie porusza temat miłości - w jej najróżniejszych aspektach. Muzyka prowadzi nas po najmroczniejszych zakamarkach ludzkiego serca i w mocnej, industrialno-metalowej oprawie ukazuje nieraz wynaturzone żądze i pragnienia.
A teraz krótka podróż po jedenastu świeżutkich kawałkach.
Otwierający płytę "Rammlied" znamy już z ostatniego singla, ale teraz dopiero widać jak dobrze pasuje on na intro. Mamy mocne wejście w starym stylu, majestatycznie brzmiące chóry przywodzą na myśl "Morgenstern", a refrenowy okrzyk "Ramm-stein!" nieodparcie kojarzy się z krążkiem "Herzeleid", gdzie w dwóch utworach Till również wplatał nazwę zespołu. Co do tekstu, jest to ni mniej ni więcej, tylko hymn na własną cześć, z przekazem w stylu: "oto my - Rammstein - po czterech latach powracamy!".
"Ich Tu Dir Weh" zaczyna się łagodnie, by już po chwili uderzyć nas mocą Schneiderowej perkusji i dwóch przesterowanych gitar. Prosty riff, klawiszowe wstawki i głęboki głos Tilla opowiadają o cierpieniu zadawanym dla rozkoszy... Temat znany, jednak wciąż uważany za tabu. A Rammstein jak zawsze pozostawia wiele do własnej interpretacji - kto tu właściwie jest ofiarą? Kto zadaje ból? A może to jest jedna i ta sama osoba? Intryguje fragment "w lustrze widzę twoją twarz; kochasz mnie, ponieważ ja nie kocham ciebie". A jakież zamieszanie wywołał niedawno ten kawałek! Mimo, że nie od dziś wiadomo o czym są teksty Tilla, między innymi przez ten utwór w dawnym DDR znów obudziła się cenzura. Od kilku dni "LIFAD" jest wycofywany ze sprzedaży w Niemczech, z powodu podejrzenia "Ich Tu Dir Weh" o propagowanie częściowo zakazanych w Rzeszy praktyk BDSM, oraz ze względu na erotyczny teledysk i prowokujący tekst "Pussy". Jak widać nawet dzisiaj Stasi nie śpi.
Kolejny kawałek, "Waidmanns Heil" traktuje o łowach, co sugeruje sam tytuł - myśliwskie pozdrowienie. Jest to jeden z dwóch utworów, w których po mistrzowsku współpracują gitary i perkusja, dając oszałamiające wrażenie. Riffu towarzyszącego zwrotkom mógłbym słuchać na okrągło, tak samo jak rytmicznego refrenu. Wstawione tu i ówdzie dźwięki myśliwskiego rogu dodają smaczku opowieści o polowaniu na łanię, będącej przeróbką jednego z wierszy Tilla Lindemanna. A co, lub raczej kogo symbolizuje łania to już niech każdy sam wymyśli.
"Haifisch", czyli rekin, to zdecydowanie moja ulubiona pozycja. Industrialnie brzmiące gitary nadają nieco marszowy rytm, nad którym przetacza się niczym pociąg towarowy dudniący głos wokalisty. Zwrotki z pozoru opowiadają o zespole i tym co chce sobą przekazać, ale to tylko jedna z możliwych interpretacji. A sednem utworu jest refren, porywająca sekwencja perkusyjna i słowa, będące parafrazą wiersza Brechta: "I także rekin, on ma łzy - i one spływają po twarzy, ale rekin żyje w wodzie, więc nie widać jego łez. W głębinach jest tak samotnie i tyle już łez upłynęło, że woda w morzach stała się słona".
"B********", nazywany też "Bückstabü" - od śpiewanego w refrenie słowa. Które nic nie znaczy. A raczej "znaczy to, co chcesz żeby znaczyło". Utwór mroczny i tajemniczy, zdecydowanie nawiązujący muzycznie do początków istnienia zespołu. Również swoją wieloznacznością i niejasnością. A najbardziej dają do myślenia słowa ostatniej zwrotki: "Dwie dusze w moim łonie, tylko jedna może przeżyć - za pierwszym razem nie boli, drugiego razu nie będzie!".
Kolej na śliczną balladę - "Frühling In Paris", którą również bardzo polubiłem. Tytuł zdaje się być aluzją do piosenki Niny Hagen, a subtelnie grający bas Olliego i śpiewany przez Tilla francuski fragment - znany cytat z Edith Piaf - dodają romantycznej poetyckości. Niczym "Seemann" na debiutanckiej płycie, "Frühling..." jest miłą dla ucha odmianą wśród mocno industrialnych, marszowych kawałków. A tekst? Cóż - poetycki i pełen pięknych metafor opis pierwszego razu z dziewczyną. Aż łezka się w oku kręci...
...do czasu. Ponieważ z ogrodu ziemskich rozkoszy Till przemocą zabiera nas do wilgotnej i ciemnej piwnicy, będącej królestwem zboczeńca i jednocześnie symbolem jego udręczonego, patologicznego umysłu. "Seid ihr bereit?!" - "jesteście gotowi?!" Bo nadciąga bardzo mocny kawałek - "Wiener Blut", opowieść o Josefie Fritzlu. Rozpoczyna się wiedeńskim walcem i powolnym śpiewem, by już za chwilę zadać nam cios brutalnym riffem i sekwencją perkusji. I tak w kółko, łagodne zwrotki z płaczem dziecka w tle przeplatają się w błędnym kole z gwałtownym refrenem. Oto obraz myśli i serca najbardziej znanego zwyrodnialca ostatnich czasów. "Witajcie w ciemności, w samotności, wśród smutku - na wieczność! Witajcie - w rzeczywistości!".
Następnym utworem jest niesławna "Pussy", której jakoś nie mogę polubić. Może przez ten angielski? W każdym razie mamy znów niezły popis umiejętności perkusyjnych Schneidera i ciekawy, choć mało rammsteinowy wstęp na Flake'owych klawiszach. Tekst wciąż wywołuje u mnie ironiczny uśmiech, ale może takie właśnie było zamierzenie Tilla?
"Liebe Ist Für Alle Da" - to od tego kawałka wzięła się nazwa albumu. A może odwrotnie? Utwór wyciekł do sieci jeszcze przez wydaniem singla i spotkał się ze sporą dawką krytyki, ale to co mamy na płycie brzmi jakby lepiej. Perkusyjny wstęp mnie samemu nie odpowiada, za to uwagę przykuwa doprawiony elektronicznymi brzmieniami refren. Tekst zdaje się być zwierzeniami zboczeńca - podglądacza, a może niedoszłego gwałciciela? Więc znów mamy "miłość" w niekonwencjonalnej, żeby nie powiedzieć patologicznej formie.
Czas na "Więcej" - dosłownie, ponieważ to właśnie oznacza tytuł "Mehr". Mamy ciekawy kontrast wolniejszych zwrotek z podkreśloną perkusją i klawiszami, oraz ostrego gitarowego refrenu. A o czym Till śpiewa? Na pewno o nienasyconej chciwości, żądzy posiadania i niezaspokojonym apetycie. Na co? To już wymyślcie Wy.
Podstawowe wydanie płyty kończy się na drugiej balladce - "Roter Sand". To historia pojedynku o kobietę, opowiadana z perspektywy przegranego, leżącego na piasku z kulą w piersiach. O ile tekst jest świetny, o tyle gwizdy we wstępie i refrenie mogłyby być zastąpione czymś ciekawszym. Na przykład basową linią Olivera. No ale nie można mieć wszystkiego, a grające nieco w tle gitary i tak prezentują się nieźle.
Zdecydowanym plusem albumu jest niesamowicie, wręcz mistrzowsko brzmiąca perkusja. Z kolei taneczna rytmiczność piosenek oraz sporo elektroniki przywołują na myśl dawny Rammstein. Słusznie mówiło się o powrocie do korzeni, "LIFAD" w wielu miejscach kojarzy się z debiutanckim "Herzeleidem" oraz z "Sehnsuchtem", uznawanym przez wielu za najlepszy album zespołu. Patrząc na cały krążek, "LIFAD" wypada o wiele lepiej i równiej pod względem stylu i poziomu utworów niż dwa poprzednie wydawnictwa "Reise, Reise" i "Rosenrot". Nie wygląda już jak zlepek przypadkowo dobranych, lepszych i gorszych piosenek. Nawet kolejność utworów układa się w pewną muzyczną całość, co u Rammsteinu zdarzało się rzadko. I co najważniejsze nie ma na nowym albumie "odpadków" z poprzednich płyt, jak miało to miejsce na "Rosenrocie" - dzięki czemu mamy okazję usłyszeć zupełnie nowe, świeże pomysły Niemców.
Tracklista:
01. Rammlied
02. Ich Tu Dir Weh
03. Waidmanns Heil
04. Haifisch
05. B********
06. Frühling In Paris
07. Wiener Blut
08. Pussy
09. Liebe Ist Für Alle Da
10. Mehr
11. Roter Sand
Wydawca: Universal (2009)
Vitriol : Prawdaż, myslę i myślę i żadnej słabej wymyslić nie mogę;P Ch...
elkurczako : A ło! Nie zauważyłem, że jest już całkiem wyczerpująca recen...
elkurczako : Naprawdę świetna płyta. W wydaniu rozszeżonym zawiera jeszcze d...