Płyty Nevermore mają to do siebie, że są jak bomba zegarowa - w momencie wydania dostają bardzo dobre, aczkolwiek dosyć powściągliwe recenzje, aby ich wartość muzyczna po roku lub po kilku latach stała się punktem odniesienia dla twórczości innych zespołów. Nevermore jako jedni z nielicznych należą do tych, którzy nie nagrywają dwa razy tego samego albumu. Nie dziwi wiec mnie fakt, że po monstrualnym "Politics Of Ecstasy" zespół poczuł się na sile, aby stworzyć koncept-album.
Moje wyobrażenie na temat "Dreaming Neon Black" jako koncept-albumu było jednak zupełnie inne. W składzie zaszła jedna zmiana personalna - gitarzystę Pata O'Briana, który odszedł do Cannibal Corpse, zastąpił Tim Calvert. Z tym też gitarzystą formacja zarejestrowała 13 utworów opowiadających mroczną historię o relacji damsko-męskiej. Jednakże po bardzo soczystych, technicznych i progmetalowych dźwiękach słyszanych na "Politics Of Ecstasy" myślałem, że zespół pójdzie za ciosem. Tak się jednak złożyło, że trzeci album muzyków z Seattle jest lżejszy brzmieniowo - bliżej tutaj jest to lirycznego thrashu. Brzmienie gitar jest mniej mięsiste, mniej brutalne, a całość sprawia wrażenie bardziej surowego. Nawet konstrukcja poszczególnych kompozycji jest o wiele mniej skomplikowana aniżeli w przypadku poprzedniczki - mniej jest tutaj łamania rytmów, partie instrumentalne nie są już tak imponujące. Calvert nie jest tak dobrym gitarzystą jak O'Brian, na "Dreaming Neon Black" partie gitarowe, zarówno riffy jak i solówki, nie są tak pomysłowe, tak zapadające w pamięć i pomiatające słuchaczem, jak na "Politics...". O ile jednak instrumentalnie jest to dużo słabsza płyta od poprzedniczki, to należy pamiętać, że jest to bardziej liryczny album, toteż prominentną rolę odgrywa na tym krążku Warrel Dane i od razu trzeba zaznaczyć, że nigdy przedtem, ani nigdy potem nie nagrał on tak fenomenalnych partii. Obok agresywnych "Poison Godmachine" czy "Beyond Within" znalazło się kilka spokojniejszych, bardzo mrocznych numerów, jak schizofreniczny "All Play Dead", depresyjny "Lotus Eaters", ballada tytułowa, czy fenomenalny, zamykający płytę "Forever" - pełen emocji, bólu, pretensji, odśpiewany prawie a capella. W zasadzie każdy dźwięk wydobywający się z gardła tego wokalisty stanowi na tym albumie perełkę.Z całym szacunkiem jednak dla zespołu, muszę przyznać, że jako koncept-album "Dreaming Neon Black" nie jest niczym fenomenalnym. Jest to po prostu bardzo dobry, zupełnie inny od "Politics Of Ecstasy", pełen emocji i przygnębienia. Płyta jako całość jest niezwykle spójna i nie posiada słabych momentów. Pytanie tylko czy sprostała ona oczekiwaniom tych, którzy preferują bardziej techniczne i progresywne oblicze zespołu, bo dla mnie nie do końca.
Wydawca: Century Media Records (1999)