"Zdrada thrashowych ideałów!" - takie słowa padały z ust krytyki, gdy ukazał się "czarny album" Metalliki. Bez dwóch zdań jest to najbardziej kontrowersyjny album w historii metalu, na którym ojcowie chrzestni thrashu diametralnie zmieniają styl. Co by więc nie napisać na temat tego krążka, zawsze ktoś będzie czuł się urażony.
Metallica na tym wydawnictwie praktycznie całkowicie odeszła od ambitnych thrashowych kompozycji bogatych w formie na rzecz bardziej piosenkowego, chwytliwego i bezpośredniego grania. Jednym może to się podobać, innym nie, niemniej jednak każdy singiel z tego krążka był sporym hitem, z "Nothing Else Matters" na czele. Ale jak to bywa - sukces komercyjny nie zawsze idzie w parze z sukcesem artystycznym.Do plusów tego albumu należy duża dawka melodii, kawałki są chwytliwe, a zarazem świetnie zagrane - widać, że zmiana stylu nie wpłynęła na jakość wykonania. Utwory nie nużą, przyjemnie się tego słucha, płyta okraszona jest świetną produkcją. Na krążku jest naprawdę kilka świetnych numerów jak otwierający płytę "Enter Sandman", miażdżący "Sad But True", piękna ballada "Unforgiven" czy oryginalnie brzmiący "God That Failed".
Jakie są więc minusy? Jak to bywa z płytkami skierowanymi do szerszej publiki - nie wszystkie utwory trzymają poziom. Jako przykład niech posłuży zupełnie bezcelowe "Holier Than Thou" i "Of Wolf And Man", nudny "Whenever I May Roam" czy bardzo przeciętny i moim zdaniem przereklamowany "Nothing Else Matters". Nie chcę posądzać zespołu o komercję, ale zubożenie formy i pewna prostota powodują, że nie jest to album do delektowania się, a raczej taki do posłuchania w trasie. Ciężko mi odnaleźć w tym albumie jakąś głębię i szczerość. O ile przedtem Metallica wyznaczała jakiś trend, o tyle ten album nie daje takiej możliwości - pokazuje co najwyżej, że ciężka muzyka może trafić do zwykłego słuchacza i wcale nie musi być kojarzona z łomotem.
Na pewno nie jest to krążek skierowany do tych, którzy poszukują muzycznych wrażeń, bogactwa dzwięków lub głębi. Album ten trafi raczej do serc tych, którzy lubią chwytliwe melodie podrasowane ciężkimi riffami. Muszę jednak zaznaczyć, że nawet w tej kategorii "czarny album" prezentuje się co najwyżej "dobrze", w związku w obecnością kilku słabszych utworów.
Wydawca: Vertigo Records (1990)