„Requiem” – pierwsza płyta kolumbijskiej Masacre, ukazała się za sprawą Osmose Productions w 1991 roku, a w Polsce rok później wypuścił ją do obiegu Carnage Records. Album dedykowany zmarłemu dopiero co Deadowi z Mayhem okrył się pewną dozą kultowości i legendarności. Może dlatego, że zespół pochodził z egzotycznej Kolumbii, może dlatego, że ich death metal miał bardzo blackowy odcień i odróżniał się od północnoamerykańskiego i europejskiego grania, może też dlatego, że teksty były po hiszpańsku. Przyznam, że za tą grupą ciągnęła się jakaś tajemnicza i złowroga aura, samą muzykę jednak, ja uważam za bardzo słabą.
Wszystko co dobre na tej płycie kończy się na ciekawej i nietypowej okładce oraz akustycznym intrze. Natomiast właściwa muzyka od początku przyprawia o grymas bólu na twarzy. Gitary mają bardzo suche i brzęczące brzmienie, a do tego są strasznie prymitywne. Poziom instrumentalny jest żenujący, a niektóre zagrywki wręcz śmieszne. Perkusja nieraz jak zacznie łupać to w ogóle robi się jeden wielki chaos, tak, że nie wiadomo o co chodzi. Do tego, nad wszystkim unosi się męczący i zazwyczaj niezintegrowany z resztą mosiężny wokal, lub dość częste przeraźliwe wrzaski. Jedyne co jest tu dobre to bas. Tylko on znośnie brzdąka swoją melodię i kilkukrotnie wychyla się z całkiem fajnymi partiami na czele z tymi z „Escoria”.
Muszę przyznać, że choć teksty są po hiszpańsku, a wokal toporny, to dosłownie wszystkie kawałki są rozpoznawalne i łatwo wyłapać, który akurat leci. Świadczy to jednak nie tyle o jakiejś szczególnej wyrazistości utworów, co o ich prostocie. Udało mi się nawet kiedyś na tym skorzystać, gdy w konkursie-zgadywance w Rzeźni w Antyradiu poleciał „Brutales Masacres” co natychmiast odgadłem i jako nagrodę otrzymałem wtedy płytę Horrid i kasetę Elysium. Szkoda, że teraz wystarczy przyłożyć telefon do głośnika żeby wiedzieć co leci, bo bardzo podobały mi się takie konkursy:)
Wracając do „Requiem” to gdy wsłuchuję się w te kawałki, które znam dosłownie na pamięć, bo tą kasetę mam od jej świeżości, a jak człowiek miał mało kaset to każdej częściej słuchał, myślę sobie czy to naprawdę jest takie złe i czy nie przesadzam z tą krytyką. Ale chyba jednak nie. Dobrego grania tu praktycznie brak, a zbyt dużo tych strasznych, wręcz nie dających się słuchać momentów. A może ktoś ma inne zdanie? Chętnie przeczytam w komentarzach.
Tracklista:
01. Intro-Requiem
02. Cortejo Funebre
03. Justicia Ramera
04. Brutales MasacreS
05. Sepulcros en ruinas
06. Escoria
07. Ola De Violencia
08. Tiempos De Guerra
09. Conflicto De Paz
10. Cancer
11. Blasfemias
Wydawca: Osmose Productions
Ocena szkolna: 3
zsamot : Wtedy takich kapel było na pęczki, teraz też. Sentymentu nawet nie wzb...
Harlequin : No to ja mam odmienne zdanie w takim bądź razie. Ok, dupy nie urywa. Top...
zsamot : W ramach handlu wpadło mi to na kasecie "firmy" MG (czego to oni z metalu...