Marcina Wolskiego przez długi czas kojarzyłem wyłącznie z radiowej Trójki, gdzie w satyrycznych programach "60 minut na godzinę" i "Powtórka z rozrywki" prezentowane były jego doskonałe skecze i słuchowiska charakteryzujące się groteską, absurdem i czarnym humorem. Potem zetknąłem się z jedną z jego pierwszych powieści zatytułowaną "Numer", dzięki której przekonałem się, że Wolski potrafi traktować Science Fiction całkiem serio, czego zresztą sam później dowiódł będąc trzykrotnie nominowanym do Nagrody im. Janusza A. Zajdla.
Lata sześćdziesiąte, środek PRL-u. Na ulicach pełno milicji, a w radiu, prasie i telewizji czai się cenzura. Autor popularnej audycji „Komisarz Radwan”, Piotr Abramczyk ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Słuchowisko przejmuje młody Gwidon Michałowicz i próbując dopisać zawieszoną historię zamierza też rozwiązać tajemnicę śmierci swego poprzednika. Mężczyzna dziedziczy po nim nie tylko posadę, ale dostaje też jego mieszkanie oraz Agnieszkę, młodą techniczkę, która wydaje się nie pasować do rzeczywistości lat siedemdziesiątych. Agnieszka staje się platonicznym obiektem westchnień redaktora. Po śmierci swego mentora dziewczyna zaczyna zdradzać szokujące tajemnice na temat zmarłego. Michałowicz z jej pomocą odtwarza kolejne odcinki „Radwana”, napotykając wciąż na zagadki i niewyjaśnione zdarzenia. W tajemniczy sposób Gwidon przenosi się do międzywojennej Warszawy - świata ze swego słuchowiska. Powoli sytuacja staje się jeszcze bardziej zagmatwana, gdy bohaterowie programu radiowego zaczynają przenikać do rzeczywistości. Za niewyjaśnionymi wydarzeniami cały czas czai się postać tajemniczego Doktora Styksa.Książka Wolskiego od samego początku wciąga nie tylko charakterystyczną dla autora i sprawdzoną narracją, ale i opisem realiów PRL i międzywojennej Warszawy, który autor dozuje z chirurgiczną precyzją. Potrafi on po mistrzowsku zaskoczyć i zmienić poglądy i punkt widzenia czytelnika o sto osiemdziesiąt stopni. „Doktor Styks” jest dziełem wielopoziomowym. Mamy realia historyczne rządzące się swoimi prawami, realia redakcji radiowej, które Wolski zna od podszewki, wątki kryminalne, romans i tajemnice do rozwikłania. Postacie są autentyczne, a ich przyjazne usposobienie doskonale kontrastuje z czarnym charakterem, pełnym klasy doktorem Styksem. Wolski nie mnoży też na siłę swych bohaterów i całkowicie skupia się na akcji. Czasami aż prosi się, by opisy były mniej lakoniczne.
„Doktor Styks” upewnia nas, że Wolski to mistrz opowiadania i doskonale radzi sobie na długich i krótkich dystansach, kwestią czasu jest moment, kiedy trafi do szkolnych podręczników. Z sympatii do autora życzę mu jednak, by stało się to jak najpóźniej.