Odpowiedz na pytanie, jaki instrument w nierozerwalny sposób związany jest z muzyką rockową, wydaje się względnie prosta - gitara elektryczna. Jak to w życiu, tak i w muzyce od każdej reguły są oczywiście odstępstwa. Lightning Bolt to zjawisko fascynujące, niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju. Jeden gra na perkusji i czasem coś pod nosem zanuci, drugi zaś pogrywa na basie - połączyło ich zamiłowanie do awangardy i eksperymentalnego rocka spod znaku japońskiego Ruins.
Panowie lubią też igrać z hałasem - nie jest to wcale rzecz prosta - przyswojenie sobie tej zdolności, może zająć dużo czasu. Wystarczy jednak, że człowiek raz się tego nauczy, innym słowem zrozumie na czym polega ta sztuka, a umiejętność pozostanie mu na całe życie. Amerykanom z Lightning Bolt zajęło to osiem lat. Przez ten czasy wydali dwie płyty - niosły one ze sobą dawkę histerycznego noise rockowego jazgotu, który już wtedy znalazł dość pokaźną liczbę zwolenników. Jednak dopiero na "Wonderful Rainbow" intensywne eksplozje nabrały odpowiedniego (tęczowego?) kolorytu. Kapela stworzyła tu swój własny niepowtarzalny styl, typowy dla tej ekipy i od razu rozpoznawalny. Pozorna przypadkowość poszczególnych nut wzmaga tylko ciekawość, a grymas zdziwienia pod koniec zmienia się w błogi zachwyt. Czasem, gdy odpalam ów krążek czuję się niczym saper, wkraczający na pole minowe. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji i siły eksplozji, jednak jeśli ktoś raz uzależni się od adrenaliny serwowanej przez ten duet szybko od tej płyty się nie uwolni.Tym bardziej, że zespół za każdym razem stara się przemycić sprytne rozwiązania melodyczne, tak jak chociażby w "Dracula Mountain". Jest to pięciominutowy horror z przeszywającymi i niepokojącymi dźwiękami spowitymi w oparach intensywnego szaleństwa i swego rodzaju psychodelii. W tle beznamiętny wydobywający się z ciemnej otchłani śpiew Briana Chippendale'a w jego nie zawsze zrozumiałym, fonetycznym języku, tylko wzmaga w nas wrażenie totalnego opętania. Następujący po nim "Two Towers" z miejsca atakuje nas basowym marudzeniem na maksymalnym przesterze i szalonym perkusyjnym tempem. Nie mniej interesująco wypada fragment "On Fire", w którym to wokalista nuci swoje chore melodie przy akompaniamencie gitary. Wszystko to sprawia, że z czasem zadajemy sobie pytanie - do czego im bliżej? Noise rocka? Math rocka? Jest to kwestia dyskusji - tak na dobrą sprawę, puki gra muzyka, nie ma się co zastanawiać - ważne jest to, że Lightning Bolt umiejętnie łączy ekstremalną industrialna drapieżność z szorstkim brzmieniem i nadaje temu własnego, niepowtarzalnego charakteru. Czuje się tu radość grania, wspólnego improwizowania, muzyka jest maksymalnie szczera i sprawia zapewne samym twórcom masę radości. Jest to album skierowany do osób obeznanych z teorią chaosu.
"Wonderful Rainbow" to muzyczne dzieło sztuki, nieprzewidywalne, niezrozumiałe, prowokujące. W zamian za czas poświęcony jej oswojeniu, daje poczucie obcowania z czymś niezwykłym, ponadczasowym. Nieważne, że haczyk chwycą nieliczni - bo rzeczy wielkie należą się wybranym. Jeżeli zespół Tool uważany jest za mistrza gry ciszą i nastrojem, to po przeciwnej stronie bieguna leży - takie mniej znane, pewnie też mniej lubiane, państwo, które Lightning Bolt się zwie.
Tracklista:
01. Hello Morning
02. Assassins
03. Dracula Mountain
04. 2 Towers
05. On Fire
06. Crown Of Storms
07. Longstockings
08. Wonderful Rainbow
09. 30000 Monkies
10. Duel In The Deep
Wydawca: Load Records (2003)