Lia Fail to, znajdujący się w Irlandii, wielki kamień koronacyjny, któremu lokalne mity przypisują różne magiczne zdolności. Stał się też źródłem inspiracji dla wielu artystów, którzy nazwali w ten sposób swoje zespoły, nie tylko muzyczne, ale i na przykład pieśni i tańca. Jest też polska grupa o tej nazwie, ale ja dziś o włoskim Lia Fail, który pochodzi z Bolonii i wykonuje neofolk.
Okładka jest bardzo tajemnicza i znajduje się na niej absolutne minimum informacji, ograniczające się do nazwy zespołu, tytułu, spisu utworów i wydawcy. Nie ma nawet składu, a zamiast tego tylko zdjęcia beztwarzowych kamiennych postaci. Do tego kartonowa obwoluta jest większa od standardowego pudełka i nie mieści się na moich robionych pod wymiar półkach, trafiła więc na stos z nietypowymi rozmiarami. Robi to intrygujące wrażenie i potrafi zaciekawić już na wstępie.
Ogólnie można powiedzieć, że muzyka Lia Fail płynie kojąco i spokojnie, lecz z zadowoleniem przyznam, że na pewno nie nudno i monotonnie. Poszczególne utwory różnią się od siebie i mają swoje własne dusze i linie melodyczne. Raz jest bardziej podniośle i patetycznie, raz spokojniej i bardziej uczuciowo, ale właściwie cały czas coś się dzieje i w ramach jednej, ludowej konwencji pojawiają się różnorodne jej odsłony.
W każdej piosence jest perkusja i przede wszystkim bardzo dobry i dający wiele bas. Melodie tworzą gitara akustyczna, skrzypce i bardzo przyjemne pianino. Bas i pianino to moim zdaniem najfajniejsze instrumenty na tej płycie. Istotą kompozycji są jednak również wyśmienite wokalizy zarówno damskie, jak i męskie. Oba głosy mają w sobie naturalne piękno, ale też urzekają jakąś taką dozą nostalgicznej tęsknoty czy też może nutką tajemniczości. To nie jest wesoła muzyka tylko bardziej sentymentalna. Do tego śpiew układa się w melodyjne kompozycje i potrafi przyciągnąć uwagę i zauroczyć.
Najpierw chciałem wyróżnić kilka numerów, które bardziej rzuciły mi się w ucho, ale w miarę kolejnych przesłuchań ta lista się powiększała, aż w końcu dotarło do mnie, że tutaj po prostu wszystko jest przedniej jakości. Każdy kawałek jest bardzo fajny i ma coś do zaoferowania. Jak nie ma zbyt porywającego wokalu, to za to ma świetne skrzypce albo pianino. Wspomnę więc tylko o ostatnim, ukrytym utworze, nie ujętym w spisie treści, ponieważ on faktycznie jest inny od pozostałych i opiera się na gotyckim klimacie i deklamacjach, przypominających mi te autorstwa Christophera Lee w Rhapsody Of Fire.
„Cynical Stones” to album, który mnie zdecydowanie przekonał i trafił w sedno tego czego oczekuję po sztuce folkowej. Uważam wręcz, że jest to jedna z najlepszych płyt w tego rodzaju muzyce jakie znam.
Tracklista:
01. Restless Eyes
02. Lonely Anguish
03. New Dimension
04. Like A Star
05. Just A Breath
06. Leipzig
07. In This Square
08. Battlefield
09. Lost In The Wind
10. A Soldier…
Wydawca: Three Legged Cat Records (2012)
Ocena szkolna: 5