To był chyba najbardziej wyczekiwany przeze mnie deathmetalowy krążek w tym roku. Bardzo podobała mi się poprzednia płyta i wbrew powszechnej opinii uważam, że brzmienie mieli świetne. Czy Immolation poszło za ciosem? I tak i nie.
"Shadows In The Light" prezentuje dalszy rozwój zespołu w kierunku upraszczania swojej muzyki i czynienia jej bardziej bezposrednią. Tym razem formacja usiłowała połączyć czad i pewne uproszczenie "Harnessing Ruin" z brudem i potężnym brzmieniem "Unholy Cult". Efekt jest taki, że "Shadows In The Light" nie zaskakuje - jest najmniej rozwojowym krążkiem grupy, a i poziomem nie dorasta do dwóch wspomnianych albumów. To właśnie ten element zaskoczenia, "ryczące" gitary z lekko wykręconym rytmem i duszny klimat czyniły ten zespół unikatowym. Tym razem zabrakło i tego. Brzmienie jest zbyt czyste, muzycy niby grają swoje, ale już bez tej magii. Z drugiej jednak strony masa riffów i solówek łatwo zapada w pamięć i pod tym względem jest to chyba najłatwiej przyswajalny album w dyskografii Amerykanów - a to chyba niedobrze, zważywszy na fakt, że Immolation zawsze ceniono za oryginalność. Niestety - nie dość, że Immolation niebezpiecznie zbliżyli się do standardowego, oldschoolowego, amerykańskiego death metalu spod gwiazdy Morbid Angel, to z przykroscią muszę stwierdzić, że nie znalazłem utworu, który by wyróżniał się - wszystkie trzymają ten sam, równy, dobry i niestety zaledwie dobry poziom.
"Shadows In The Light" to album dobry, sprawnie zagrany, ale jak na zespół, który ostatnimi wydawnictwami wręcz czarował, to raczej za mało. Oczekiwałem czegoś innego i niestety srodze się rozczarowałem. Obok "Ithyphallic" to zdecydowanie największe rozczarowanie roku - tyle, ze w przeciwieństwie do Nile, Immolation nie gra wciąż tego samego, tym razem jest po prostu słabiej.
Wydawca: Century Media Records (2007)