Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Game over

.
.
.
Aniołowie zebrani w barze z natężeniem wpatrywali się w zawieszony nad szynkwasem ekran. Obserwowali na nim długowłosego meżczyznę, toczącego walkę z siedmiogłową bestią o dziewięciu nasączonych jadem rogach. Potwór, choć z wyglądu przerażający, był dość powolny w ruchach i po krótkiej walce padł zarąbany u stóp przeciwnika. Człowiek pobiegł dalej, zaś przebywająca w knajpie skrzydlata brać wzniosła triumfalny okrzyk. Pofrunęły w górę aureole,  wesoło stuknęły o siebie napełnione niebiańską amrozja kufle. Mieszkańcy nieba entuzjastycznie wyrażali swą radość z sukcesu ziemianina. Głośno, lecz wyjątkowo grzecznie. Jak przystało na  bożych wojowników.

Wtem, nad ogólny gwar wybił się dziki i dość nieprzystojny wrzask:

- "Biegnij, Jezus, biegnij! Dowal im, piekielnym skurwysynom! Skrój im śmierdzące zadki! Niech spieprzają na bambus, brudasy! Zwycięstwo będzie nasze, kurwa!", który wydał nieźle już podchmielony dowódca niebiańskich rót, archanioł Michał.

- "Ciszej chłopie!" - zbeształ go anioł zwiastowania, Gabriel. "On i tak cię nie słyszy, więc niepotrzebnie zdzierasz sobie płuca. Poza tym łamiesz zakaz używania przekleństw w miejscu naznaczonym boską obecnoscią. Wiesz przecież, że grozi za to karcer..."

Zmitygowany przez przyjaciela Michał opadł na barowy stołek i nieco już spokojniej zaczął wpatrywać się w akcję na ekranie. W pasku u dołu migał teraz napis "Level 2" i zmieniła się sceneria. Pokonana bestia zniknęła, a Jezus znajdował się w rajskim ogrodzie, wśród baśniowo kolorowych kwiatów i roztaczających diabelnie słodki zapach drzew poznania dobra i zła. Mężczyzna rozglądał się uważnie wokół siebie, wypatrujac pojawienia sie kolejnego przeciwnika. A ten czyhał już w pobliżu. Przybrał postać maleńkiego, zielonkawego wężyka, który bezszelestnie przemykał się wśród trawy, w kierunku stóp syna bożego. Jego zadanie było proste - ukąsić człowieka w nogę i wpuścić do jego żył śmiercionosny jad. Zabić istotę uważaną za nieśmiertelną.

Manewrując wśród roślinności maleńki gad zbliżył się do Nazarejczyka na odległość dwóch ludzkich kroków. Na chwilę zastygł w bezruchu, przygladając się uważnie przyszłej ofierze. Wybrał miejsce ataku - wystającą spod tuniki, nieosłoniętą łydkę. Już otworzył malutką paszczę, obnażając ociekajace trucizną zęby jadowe, już sprężył gibkie ciałko, szykując się do zadania śmiertelnego ciosu, gdy nagle spadł mu na głowę ciśniety celnie kamień. Wężyk kika razy zadrgał i znieruchomiał. Spostrzegawczość człowieka zwycięzyła przebiegłość gada.

"Level 3". Jezus stoi na chyboczacej się złowrogo tafli jeziora. Woda pod jego stopami burzy się i układa w sięgający piaszczystego dna wir. Człowiek niepewnie stąpa gołymi stopami po jego brzegach i balansując całym ciałem próbuje nie utracić równowagi. Spogląda co chwila w dół, starając się jak najtrafniej ocenić miejsce, gdzie może bezpiecznie stąpnąć, tak, by nie runąć w odmęt. Rozszalały żywioł ze wszech sił stara się go obalić. Woda chlusta mu strugami w twarz, oślepiając, fale uderzają podstępnie od tyłu, powodując, że Jezus ma problemy z ustaniem na nogach. A jednak powoli, krok po kroku posuwa sie dalej. Bezpieczny brzeg jeziora jest jeszcze odległy, ale widać, że człowiek jest w stanie do niego dojść. Jego siła woli, koncentracja i upór pozwalają mu zapanować nad przekorą natury. Nawet najsroższy gniew wodnego żywiołu nie jest w stanie powstrzymać go na drodze.

Wśród obserwujących wydarzenia aniołów słychać głosy podziwu. Mieszkańcy nieba z zaciętością kibicują synowi swojego pana, wierząc mocno w jego sukces nad siłami ciemności. Są dumni z jego dotychczasowych osiągnięć - Jezus idzie jak burza, nie pozwalając diabelskim siłom na skuteczny atak. Jest skoncentrowany i czujny. Jak na razie bezbłednie odgaduje wszystkie wybiegi przeciwników. Oby tylko tak dalej. Wszyscy skrzydlaci mocno trzymają za niego kciuki. Przedstawiciel nieba musi wygrać!

Udało się! Nazarejczyk suchą noga przeszedł jezioro. Za to osiągniecie przysługuje mu 100 bonusowych punktów, które może przeznaczyć na dokupienie mocy bojowej bądź by wzmocnić morale. Człowiek wybiera moc bojową. Achhhhhh, to wyjatkowo nietrafiona decyzja, bo następny poziom to "kuszenie"!

Kolejna zmiana scenerii - tym razem na pustynną. Mesjasz idzie przed siebie, w kurzu i spiekocie, rozglądając się niepewnie na boki. Przed nim, w odległości pół dnia drogi majaczy jakiś niezidentyfikowany kształt. Ciekawscy aniołowie muszą trochę poczekac, aż rabbi znajdzie się bliżej. Z tej odległości nie są w stanie dojrzeć co ciemnieje w oddali.

Mijają godziny, liczone coraz większa ilością kroków okropnie zmęczonego człowieka i coraz wieksza ilością kufli ambrozji, wypitych przez widzów w niebiańskiej knajpie. Jezus wyglada jakby miał za chwilę paść z wycieńczenia bądź od udaru słonecznego. A jednak nogi niosą go nieprzerwanie dalej. Znacznie juz zbliżył się do tajemniczego, ciemniejącego na tle białych piasków obiektu. Widać już wyraźnie, że jest to studnia. Na jej cembrowinie siedzi młoda, urokliwa kobieta. Aniołowie z uwagą wpatrują się w jej postać i rysy, by po chwili wydac chóralny okrzyk: - "To Magdalena! To Maria Magdalena! Te diabelskie skurwysyny przeciagnęły ją na ciemną strone mocy. Wiedzą, że Bóg-człowiek zawsze miał do niej słabość!"

Skrzydlate istoty mają rację. Kobieta, oczekująca na Jezusa to jego dawna uczennica, za życia darząca go całkiem niesiostrzaną miłością, na którą rabbi nigdy nie odpowiedział. Jako dusza skazana na potępienie jest równie urocza i uwodzicielska co dawniej. Przybrała swój najpiękniejszy cielesny kształt: burza kruczych loków opada niesfornie na nieskazitelnie białe ramiona, czarne oczy, zasłonięte gęstymi rzęsami obiecują piekielne rozkosze, zaś slicznie wykrojone usta szepczą do Jezusa bezwstydnie: - "Padnij na kolana, przed moim panem, Satanaelem, a dam ci się napić wprost z mojego gaju oraz zanurzyć zdrożone członki w mym łaknącym łonie. Złóż pokłon, mój ukochany, a będę twoja na wieki"

- "Idź precz, maro przebrzydła!" - krzyczy Mesjasz i ostatkiem sił rzuca się na kobietę, zaciskając rękę na jej gładkiej, jakby toczonej z kości słoniowej szyi. Zaskoczona Maria-Magdalena najpierw wije sie bezradnie, po czym widząc, że w niczym jej to nie pomaga, zmienia postać. Z pięknej, kwitnacej młódki staje się pokrytą grubą łuską poczwarą, z wielką, najeżoną zębiskami paszczą i ostrymi pazurami. Jest potworniejsza, niz krokodyle w Nilu i na pewno od nich silniejsza. Zmaga się z Chrystusem jak równy z równym i zaczyna się wydawać, że zwycięstwo tym razem zostanie po stronie piekła. Syna bożego ratują jednak dodatkowe punkty sprawnosci bojowej. Wytężając wszystkie siły dusi w końcu potwora, który opada bezwładnie na piasek odzyskując wyglad pięknej grzesznicy. Level 4 completed.

Aniołowie wiwatują, padają sobie w ramiona, ściskają się i poklepują z radości po plecach. Co chwila któryś wznosi toast za dzielnego mezczyznę, przed którym została już tylko jedna, ostatnia próba. Będzie to zapewne złożenie w grobie, gdzie Jezus będzie musiał wytrwać bez ruchu trzy dni. Tę próbę przechodził już tylokrotnie, że nikt nie ma wątpliwosci, że i tym razem pójdzie mu jak z płatka. 

Ekran telewizora ponownie miga. Zaczyna się ostatni etap gry. Ale cóż to? Szatani zmienili scenariusz! Zamiast złożenia w grobie - wizyta w restauracji! Jezus, ubrany w elegancki garnitur, siedzi przy nakrytym śnieznobiałym obrusem stoliku, ze zdziwieniem wpatrując się w stojący przed nim talerz. Na talerzu zaś leży sobie apetyczny kotlecik z wieprzowiny.

- "Ależ ja tego nie mogę zjeść! Jestem Żydem!" - zwraca się rabbi do nachylającego się nad nim, rogatego i ogoniastego kelnera.

- "Bardzo mi przykro, ale takie są zasady gry" - odpowiada piekielnik. "Jeśli nie możesz z jakiegos powodu wypełnić ostatniego zadania, to znaczy, że nareszcie wygraliśmy!"

- "A niedoczekanie wasze!" - burczy pod nosem rozzłoszczony Chrystus, po czym jednym ruchem dłoni zmienia mięsną pulpę na smażonego kabaczka, i pałaszuje go z szerokim uśmiechem na twarzy.

-"Tak się nie godzi, to oszustwo!" - protestuje diabeł, ale to na nic. Ekran wyświetla komunikat "Game over", a aniołowie zebrani w barze zaczynają wyśpiewywać hymn "Moc Pańska się okazała!"
Komentarze
black_gothic : koniec mi się nie podobał, ale to moje osobiste zdanie.Pasowało by ukrz...
Benjamin_Breeg : fabuła zbliżona trochę do fragmentu powieści Orsona Scotta Carda "G...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły