Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Deicide - Deicide

Początki death metalu - wyścig o tron najbrutalniejszego, najbardziej technicznego i Bóg wie jeszcze jakiego "naj" tytułu. Bez wątpienia w pierwszych latach taką ikoną był "Altars Of Madness" Morbid Angel,  który w zasadzie deklasował wszystkie inne wydawnictwa swoją pomysłowością, klmatem i sporą dawką agresji i brutalności. Jak się miało okazać, w kwestii dwóch ostatnich przymiotów wkrótce znalazł się zespół, który nagrał materiał, który po dziś dzień uchodzi za kwintesencję brutalności i wściekłości.
W 1990 roku świat szerzej usłyszał o czwórce zdeklarowanych satanistów i obrazoburców ukrywających się pod nazwą Deicide. W tym oto roku wypuścili swój debiutancki materiał nazwany po prostu "Deicide". Nie tym sama otoczka wokół zespołu i jego lidera Glena Bentona była intrygująca. Oprócz tego, że muzyk wypalił sobie krzyż na czole i zapowiedział, że w wieku 33 lat popełni samobójstwo, otwarcie, publicznie wygłaszał antychrześcijańsie teksty.

Nie powinien więc dziwić fakt, ze wszystkie 10 kawałków na płycie opatrzone jest tego typu tekstami. Tak jak teksty są tu bardzo brutalne, tak też jest i z muzyką. Inspiracja Slayerem jest namacalna od pierwszych nut, z tym, ze Deicide gra ciężej. Od razu rzucają się w uszy wściekłe wokale Bentona - potężny, agresywny growling, dualizm wokalny ze skrzekiem i demoniczne jęki - wszystko to nadaje tej muzyce piekielnej atmosfery. Nie można oczywiście zapomnieć o perkusiście - Steve Asheim pokazuje, że chce pretendować do miana najszybszego pałkera, a "Dead By Dawn" był chyba najszybszym kawałkiem w tamtym okresie i nie zmieni tego fakt, że wykrzykiwane przez Bentona "Dead By Dawn" brzmi jak "te-ta-ta". Produkcja akurat nie jest najmocniejszym punktem tego wydawnictwa, choć instrumenty brzmią selektywnie jak na tamte czasy. Zdecydowanie najgorzej brzmią wokale, które są zwyczajnie nieczytelne, choć i solówki wydają się być słabo nagłośnione. Muzyka Deicide niesie jednak spory ładunek energetyczny, kawałki nie są skomplikowane instrumentalnie i aranżacyjnie, ale oparte są na niezłych pomysłach.

Debiutancki album Deicide nie jest tworem idealnym, co nie zmienia faktu, że wprowadził nowe standardy gry do death metalu i stał się zasłużonym klasykiem. Wiele z tych utworów jak choćby wspomniany "Death By Dawn", "Sacrifical Suicide" czy "Lunatic Of God's Creation" stało się klasykami i po dziś dzień są sztandarem brutalnego grania.

Tracklista:

01. Lunatic Of God's Creation
02. Sacrificial Suicide
03. Oblivious To Evil
04. Dead By Dawn
05. Blaspherereion
06. Deicide
07. Carnage In The Temple Of The Damned
08. Mephistopheles
09. Day Of Darkness
10. Crucifixation

Wydawca: Roadrunner Records (1990)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły